Obietnica jest jak chmura, a jej spełnienie - jak deszcz

Tahir Shah jest półkrwi Afgańczykiem. Jego dziadek, potomek szacownego rodu wojowników, wyjechał z Afganistanu, by zamieszkać w Maroku. Młody Tahir odwiedzał tam dziadka, a kiedy dorósł wymarzył sobie, że przeprowadzi się z zatłoczonego, zakurzonego Londynu do kraju Maghrebu, by wrócić do swoich korzeni. Długo szukał odpowiedniego domu, aż w końcu trafił na Dom Kalifa, w Casablance. Stare i ogromne domostwo, z wieloma pokojami, sporym ogrodem, basenem i kortami tenisowymi. To zalety. Było też kilka wad: Dom Kalifa położony był obrzeżu slumsów i wymagał generalnego remontu. No i zasiedlony był przez trzech stukniętych dozorców oraz ...armię dżinnów. To właśnie dlatego domu nie chciał kupić żaden Marokańczyk.

Nadszedł deszcz, nadszedł wiatr, nadeszło dużo kłopotów 

Ta historia osiedlenia się w Maroku jest w sumie podobna do wielu innych tego typu historii, przede wszystkim zaś do czytanego przeze mnie Domu w Fezie. Te same problemy z przeróżnymi formalnościami, poszukiwaniem odpowiednich ekip remontowych, prace trwające bez końca, hordy marokańskich darmozjadów, wpychających się do domu, potyczki z sąsiadami, a przede wszystkim zderzenie kultur. Człowieka Zachodu - bo autor, mimo swojego wschodniego pochodzenia wychowywany był jednak w Wielkiej Brytanii i nasiąknął jej etosem pracy i obyczajami - oraz Orientu z jego odmienną od naszej mentalnością, tradycjami sięgającymi jeszcze do czasów pogańskich oraz religią Mahometa. Takie zderzenie nie mogło odbyć się bez ofiar, czyli bez perypetii odpowiednio: zabawnych, absurdalnych, przygnębiających lub mrożących krew w żyłach.
 - Jedynym sposobem, żeby ustrzec się od pożaru jest żaba.
Podniosłem brwi w zdumieniu. Żaba?
- Oui, Monsieur Tahir.
- W jaki sposób?
- Najpierw trzeba złapać żabę. Potem trzeba ją zabić, wysuszyć, natrzeć solą i powiesić na drzwiach wejściowych.
- Ale co to pomoże jeśli dom zacznie się palić? (...)
- Jeśli dom zacznie się palić - objaśnił rzeczowo - zdejmuje się żabę i wkłada do kieszeni.

Psy szczekają, karawana idzie dalej

Marokański sposób bycia: zaczynianie wszystkiego i nie kończenie, chyba przeniknął do stylu pisania Tahira Shana. Mimo tego i pomimo swojej powtarzalności, Dom Kalifa ma jedną zasadniczą zaletę, równoważącą drobne wady: jest napisany z ogromną swadą, prostym językiem, z niesamowitym poczuciem humoru i dlatego czyta się go tak, że nie wiadomo kiedy umykają stronice i docieramy do końca. Ile tu przygód, jakich doświadczył autor w Maroku, ile małych katastrof, ile dykteryjek, ile anegdot na temat ludzkich charakterów, obyczajowości, tego specyficznego Inszallach.  Przede wszystkim zaś nad Domem Kalifa unoszą się tajemnicze dżinny - duchy, będące częścią arabskiej kultury tak w nią wrośniętą, że wiara w nie, nie podlega tam dyskusji. Jest to zarazem bardzo wygodne, bo dżinny mogą być wyjaśnieniem wszelkich niepowodzeń czy niepomyślnych wydarzeń. Co niesamowite, wiara w duchy jest na Wschodzie tak powszechna, że sam autor, zaczyna się zastanawiać, czy aby sceptycyzm Zachodu to słuszny punkt widzenia. Czy Tahir w końcu uwierzy w dżinny - przekonajcie się sami.

Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Tahir Shan i Kandisza
Miejsce akcji: Maroko
Czas akcji: współcześnie
Cytat: Przeprowadźcie się do Maroka, a wkrótce ogarną was złudzenia.
Moja ocena: 5/6
  
Tahir Shah, Dom Kalifa. Rok w Casablance, Wyd. Literackie, 2011

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (464 str.)

Komentarze

  1. Czytałam ok. 2 lat temu i pamiętam, że książka mi się podobała. Muszę poszukać Domu w Fezie, bo to moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękna okładka. Podróżowałam po Maroku, ale jeszcze nie zdarzyło mi się czytać żadnej książki z Marokiem w tle.

    OdpowiedzUsuń
  3. To mi narobiłaś smaka na tą książkę. Maroko jawi mi się od dawna jako kraina tajemnicza. Chętnie poczytam ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później