Córka gdańskiego kupca, Elżbieta Katarzyna Koopmann była ponoć kobietą niezwykłą. Wydana za o wiele starszego od siebie Jana Heweliusza, wykazała się mądrością umysłu, wraz z mężem prowadziła obserwacje astronomiczne, a po jego śmierci kontynuowała jego badania i została podobno "pierwszą kobietą astronomem". Tejże nietuzinkowej postaci poświęciła swoją powieść Kornelia Stepan. Elżbietę poznajemy, gdy dorasta i wychowuje się pod okiem "mamki" w należącym do swojego ojca majątku Bąkowie. Choć rodzice Elżbiety mają zdecydowanie konserwatywne poglądy na rolę kobiet, opiekunka Elżbiety uczy ją czytać i pisać, a także wpaja jej szacunek do wiedzy. To na tym potem Elżbieta buduje swoje życie u boku męża. 

W to, że Elżbieta Heweliusz była niezwykłą kobietą - w to trzeba uwierzyć na słowo, gdyż czytając Żonę astronoma, absolutnie nie ma się poczucia obcowania z kimś wyjątkowym. Wręcz przeciwnie - bohaterka najpierw jest zwykłą, trzpiotowatą nastolatką, która nieopatrznie zakochuje się w przypadkowo spotkanym młodzieńcu (jak to nastolatki), a potem dosyć zagubioną i bujającą w obłokach młodą kobietą. Nijak z treści książki nie wynika, by wyróżniała się czymś szczególnym, poza tym, iż w ogóle potrafiła czytać i pisać i miała blade pojęcie o Galileuszu i Koperniku. Zapewne było to niezwykłe w odniesieniu do czasów, w których żyła Elżbieta, kiedy to kobiety nie posiadały nawet podstawowego wykształcenia. Również mentalnie ta postać raczej nie odstawała od XVII wieku, godząc się raczej z tym, że jest całkowicie zależna od mężczyzn. Autorka zresztą bardzo dosłownie traktuje ten temat, wkładając w usta m.in. ojca Elżbiety pogląd, że kobieta jest istotą niższą i nadaje się tylko do rodzenia dzieci, a jeśli nawet przy tym umrze, to nie szkodzi - taka jest bowiem jej rola. Jak w każdej książce historycznej traktowanie kobiet mnie boli, tak tu takie stawianie spraw było dla mnie zbyt obcesowe: autorka zamiast pokazać XVII-wieczne obyczaje woli wywiesić transparent.

Książka koncentruje się przede wszystkim na młodości Elżbiety i powiedziałabym, że owej młodości poświęcone jest zbyt dużo miejsca, bo z powieści nie wynika wcale na ile ta młodość miała wpływ na bohaterkę, tak że ewoluowała ona i rzeczywiście stała się cenioną (na równi ze swoim mężem) badaczką nieba. W pierwszej części lektury bardzo wiele słów pisarka poświęca relacji Elżbiety z jej opiekunką i tu przyczepię się błędu merytorycznego (moim zdaniem), bo owa Dobra Teresa - nazywana jest z uporem godnym lepszej sprawy "mamką", podczas gdy jako była wychowanka klasztoru nie posiadała ona własnego dziecka, więc nijak nie mogła być mamką. Niby detal, ale kiedy czyta się o tym po raz n-ty, zaczyna to irytować. Zastanawiało mnie również przedstawienie rodziców Elżbiety jako wyjątkowo surowych i nieczułych, podczas gdy - jako że Elżbieta była jedynym pozostałym przy życiu ich dzieckiem - powinni oni ją byli traktować zgoła inaczej. Trudno powiedzieć, jak było naprawdę i czy takie przedstawienie rodziny Koopmannów nie jest jedynie wytworem wyobraźni pisarki (a takie odniosłam wrażenie), obliczonym na zaakcentowanie pożałowania godnego losu kobiet w dawnych wiekach... Z kolei w dalszej części powieści dominują małżeńskie problemy pani Heweliusz, a jej naukowe zainteresowania i współpraca z Janem Heweliuszem zostały odsunięte przez autorkę na drugi plan; dopiero w samej końcówce dowiadujemy się czegoś więcej na ten temat. Nie odnalazłam też w powieści świadectwa "żarliwości" małżeństwa Heweliuszy i owej partnerskiej relacji, o której się wspomina w różnych materiałach - raczej wręcz przeciwnie: Kornelia Stepan twierdzi, że pani Heweliusz czuła się samotna i że mąż jej nie kochał, sugeruje nawet, iż miała pozamałżeńskie romanse. Hmmm. O samym Janie Heweliuszu można dowiedzieć się z powieści tyle, że był roztargnionym uczonym, artystą wręcz, miał upodobanie do pięknych rzeczy (m.in. pięknych strojów), natomiast próżno tu szukać konkretów na temat jego życia i dokonań, w tym jego poprzedniego małżeństwa, które przecież też musiało jakoś ukształtować jego relację z młodą żoną.

Żona astronoma jest powieścią zbyt zakotwiczoną w czasach historycznych - nie tylko poprzez mentalność głównych bohaterów ale również przez męczący, stylizowany język, który utrudniał mi odbiór treści. W dodatku niewiele się tu dzieje, autorka rozpisuje się o sprawach mało istotnych, a gros treści stanowią nużące rozważania Elżbiety, poświęcone życiu oraz jej własnej roli jako kobiety. Portret tytułowej bohaterki nakreślony przez Kornelię Stepan mnie nie przekonał - Elżbieta Heweliusz wydała mi się kobietą mało sympatyczną, surową i nieczułą. Odniosłam również wrażenie, że Żona astronoma ma niewiele wspólnego z prawdą historyczną, a postać i dokonania Elżbiety Heweliusz zostały w niej raczej pomniejszone, niż uwypuklone.  

Kornelia Stepan, Żona astronoma, Wyd. Bukowy Las, 2010 (442 str.) 

Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska 
 

Komentarze

  1. Niestety książka nie dla mnie. Astronomia to nie jest moja dobra strona.A czytac tez bardzo o życiu bohaterki zaczęło by mnie nudzić. Znając mój mózg to bym jej nie zrozumiał heheh. Dziękuję jednak za niesamowitą recenzję. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zachecilas mnie do lektury, haha.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później