Nie, nie, nie. To nie będzie wpis o Sherlocku. Na pejoratywne miano „tej kobiety” zasłużyła sobie jeszcze inna pani (poza Irene Adler), a mianowicie Wallis Simpson. Słusznie chyba Wallis Simpson jest postrzegana jako bohaterka największego skandalu obyczajowego XX wieku, bo cóż może być większym skandalem, niż abdykacja króla z tak banalnego powodu jak miłość? Historia monarchii brytyjskiej wiele widziała, ale czegoś takiego jeszcze (do lat 30 ubiegłego wieku) nie. Przez setki lat miłość nie była bynajmniej tym powodem, który liczył się, jeśli chodzi o zawieranie małżeństw, a już zwłaszcza w sferach arystokratycznych i rodzinach królewskich. Przez setki lat potomkowie tych rodów niezmiennie nad miłość przedkładali obowiązek, tytuły i majątek oczywiście. Edward VIII (wujek miłościwie nam dziś panującej Elżbiety II, zwany potocznie Davidem), wywrócił tę prastarą tradycję do góry nogami, a historia jego i Wallis funkcjonowała jako przykład romantycznej miłości, dla której mężczyzna wyrzeka się wszystkiego. Romeo i Julia naszych czasów. Konsekwencją pojęcia Wallis za żonę przez Edwarda była nie tylko abdykacja, ale i ostracyzm ze strony rodziny i społeczeństwa.

Dlaczego Edward nie mógł po prostu ożenić się z miłością swojego życia? Oczywiście dlatego, że była to kobieta ze wszechmiar dla niego nieodpowiednia i nieakceptowana przez rodzinę królewską. Po pierwsze Wallis była Amerykanką – wprawdzie jak na Amerykankę mogła wylegitymować się całkiem przyzwoitym pochodzeniem, ale w oczach brytyjskiej arystokracji i tak zaliczała się do plebsu – gdzież tam jej genealogii do historii rodów szlacheckich datujących się od czasów Wilhelma Zdobywcy. Po drugie Wallis była rozwódką, a w oczach kościoła anglikańskiego jej rozwód był co najmniej wątpliwy. Wreszcie po trzecie Wallis, nawiązując relacje z (jeszcze) księciem była mężatką – a żeby wyjść za Edwarda – musiała rozwieść się po raz drugi. Brytyjczycy, słusznie, czy nie, nie chcieli widzieć u boku króla kobiety, która przysięgała już dozgonną miłość dwóm innym mężczyznom i nie była wdową. Nikt nie chciał, by Wallis została królową, ba, prawdopodobnie nawet ona sama...

A jak to się stało, że „ta kobieta” tak omotała księcia, że ten nie zawahał się abdykować, byle tylko być z nią? Nad tym ludzie głowią się od lat i nie znajdują dobrej odpowiedzi, zważywszy na to, że Wallis nie była ani młoda, ani nawet szczególnie ładna. Ja jestem w stanie to zrozumieć: wszak miłość jest ślepa, a ostatecznie na urodzie świat, ani miłość się nie kończy. Gorzej, że Wallis nie była również specjalnie inteligentna, ani wykształcona, a poza tym była Amerykanką nie tylko w teorii, ale i w praktyce: miała ostentacyjny styl bycia, mało wyrafinowane poczucie humoru, była arogancka i nie miała pojęcia o zasadach panujących wśród brytyjskiej śmietanki. Kto wie, czy nie w tym był pies pogrzebany. Na dodatek okazuje się, że nie wiadomo, czy Wallis w ogóle była kobietą... Na czym polegał jej czar, którym przyciągała do siebie mężczyzn – nie wiadomo.

Anne Sebba, autorka tej biografii Wallis Simpson rzuca trochę światła na zagadkę wielkiej miłości Edwarda, odwołując się m.in. do osobowości króla. Edward był w najlepszym razie niedojrzały (nazywano go Piotrusiem Panem) i nieodpowiedzialny, zaś Wallis to dominatrix. Trafiła kosa na kamień – można by rzec. Tak, to zawsze na tym polega, że nie chodzi o to, jacy jesteśmy, ale o to, jaki jest nasz partner i jakimi on nas widzi. Dlatego ta sprawa na zawsze już zostanie tajemnicą, bo jest nią zawsze to, co rodzi się pomiędzy dwojgiem ludźmi. Fakt, że Edward uwielbiał Wallis do końca swoich dni dowodzi tego, że była to miłość.

Autorka zwraca uwagę na to, że przez wiele lat Wallis Simpson miała fatalną reputację w oczach świata, była synonimem femme fatale. Kłopot w tym, że swoją biografią Sebba wcale owego wizerunku nie zmienia. Nie zapałałam sympatią do jej bohaterki. Wallis za żadnego ze swoich mężów nie wyszła z miłości – kierowała nią raczej chęć zabezpieczenia sobie życia, bo oczywiście pracować nie zamierzała. Była więc „łowczynią mężów”. To, co najbardziej ją interesowało to bale, spotkania towarzyskie, stroje, biżuteria. Chciała się wyróżniać i nie brakowało jej ambicji. Poza tym wdała się w romans z następcą tronu będąc mężatką, wykazując się nie tylko brakiem moralności, ale i wyrachowaniem. Nie mogła chyba liczyć na to, że zajdzie to aż tak daleko (nawet ona nie spodziewała się, że Edward dla niej zrezygnuje z korony!), lecz nie miała skrupułów, by korzystać z hojności księcia, obsypującego ją klejnotami. Zachowywała się w sposób, który wzbudzał kontrowersje i zupełnie się tym nie przejmowała. Po ślubie z Edwardem, Wallis miała pretensje o to, że nie przyznano jej tytułu królewskiego i że rodzina królewska ją odrzuca – ale nie robiła nic, aby poprawić ten swój fatalny wizerunek i relacje z monarchią. Windsorowie (jak nazywano ich po abdykacji Edwarda) zrazili do siebie wszystkich. W trakcie wojny państwo Windsor byli chyba jedynymi ludźmi na świecie, którzy zachowywali się tak, jakby wojna ich nie dotyczyła. To dużo mówi o „dojrzałości” tej pary, zaprzątniętej jedynie sobą.

Ta kobieta to biografia poprawna, ale nie zachwycająca. Daleko tej książce do wnikliwości, mimo iż podobno autorka dotarła przy jej pisaniu do wielu nieznanych dotąd źródeł. Pewne kwestie – jak już wspomniałam wyżej – pozostałe okryte tajemnicą. Autorka nie stara się zgłębić osobowości Wallis, choć wskazuje na pewne aspekty, które mogły kierować jej zachowaniem. W pewnych kwestiach natomiast Sebba posuwa się do stawiania niepotwierdzonych niczym teorii, co wydało mi się zbyt daleko idącymi dywagacjami. Pojawia się w tej książce zbyt wiele nazwisk ludzi, w których się gubimy i o których nie zawsze wiemy, kim byli. I na pewno nie jest to książka, o wielkiej, romantycznej miłości. Być może Wallis miała jakieś dylematy i dramaty, może jest w tej postaci jakiś tragizm, ale z książki Anny Sebba tego nie wyczytałam. Wydało mi się, że największym problemem w życiu tej kobiety była... nuda i fakt, że musiała resztę życia spędzić z człowiekiem, którym w głębi ducha pogardzała. Zatem interpretacja zdarzeń przedstawiona przez Annę Sebba raczej nie odbiega od standardowej wizji, jaką serwowana jest przez historyków rodziny królewskiej. Trochę inaczej na sprawę patrzy Donald Spoto (Zmierzch i upadek domu Windsorów), który pisze, że Wallis była Amerykanką, jak z powieści Henry Jamesa i miała dobry wpływ na księcia (choć go nie kochała). Starała się też jak mogła wyplątać z jego pomysłu na ożenek (o czym Sebba wspomina, ale jakoś bez przekonania).

Wallis Simpson była nieprawdopodobnym zakrętem historii:  
W każdym pokoleniu zdarza się ktoś zwyczajny, kto za sprawą szczęścia, okoliczności, albo nieskończenie zmiennej natury kondycji ludzkiej w nieprzewidziany sposób odwraca bieg historii. W latach 30-tych XX wieku tą kobietą była z pewnością Wallis. 
Chyba sedno sprawy tkwiło nie w Wallis, tylko w Edwardzie; nie w tym, że to Wallis była zła, tylko Edward był za słaby. Dziś historycy zwracają uwagę, że najprawdopodobniej pani Simpson wyświadczyła monarchii brytyjskiej przysługę, doprowadzając do abdykacji człowieka, który nie nadawał się na króla. Zwłaszcza, że nie wiadomo, jak jego panowanie przełożyłoby się na kontakty z nazistami i udział Wielkiej Brytanii w II wojnie światowej. Tego nigdy się nie dowiemy.

Anne Sebba, Ta kobieta. Wallis Simpson, Wyd. Znak, 2012 (440 str.)

Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska oraz Grunt to okładka

Komentarze

  1. Ach, Wallis. Czytałam o niej w "Tajemnicach Windsorów", a potem obejrzałam jeszcze jeden film o niej. Dziwna to była kobieta (?), ale i David miał sporo za uszami, o czym zresztą wspominasz - był słaby. I dzięki temu dzisiaj na tronie mamy Elżbietę, a wcześniej mieliśmy jej ojca, jąkającego się Jerzego VI... kto wie, może tak rzeczywiście jest lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze wspomnien Churchilla dosc jasno wynika, ze romans z Mrs. Simpson byl swietnym pretekstem do pozbycia sie wiecej niz potencjalnego nazisty na tronie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, ale np. Colin Campbell w biografii Królowej Matki zaprzecza by Edward miał nazistowskie poglądy

      Usuń
  3. Właśnie Wallis jest określana jako ta zła, a nie Edward. Dla mnie właśnie on był tym słabym człowiekiem, który nie miał na tyle silnego charakteru, by wziąć sprawy we własne ręce.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później