Takich filmów nakręcono już trochę. Zwłaszcza w kinematografii europejskiej. Wielkie miasto, pracoholizm, nowoczesne technologie, samotność, zagubienie. Bohaterowie, którzy mają problemy z odnalezieniem się w tym, poukładaniem sobie priorytetów, odróżnieniem tego, co dobre od tego, co złe, tego, co piękne od tego, co brzydkie. Trzeba przyznać, że współczesny tryb życia nam tego nie ułatwia. Wstyd koncentruje się na najbardziej intymnej sferze życia. Bohater ma ewidentny problem z seksem. jest uzależniony. Ponieważ jest singlem z przekonania, zaspokaja się szukając przelotnych wrażeń, korzystając z usług seks-biznesu, przeglądając materiały w Internecie. Film robi wrażenie dzięki mocnym środkom wyrazu, jakie zastosowano - realizatorzy nie unikają odważnych ujęć - tyle tylko, że prowadzi to donikąd. Cała fabuła jest mocno przewidywalna - w każdym razie ja byłam w stanie wyobrazić sobie co się wydarzy, a nawet co powiedzą bohaterowie. Natomiast skandal wywołany pokazywaniem w filmie nagości po prostu śmieszy - naprawdę w XXI jesteśmy zszokowani tym, że istnieje coś takiego jak seks? Naprawdę Ameryka nadal pozostaje tak zakłamana i purytańska? Wydaje mi się, że czas już się pożegnać z tym udawaniem, że panowie nie mają nic między nogami, zwłaszcza, że z nagością kobiet jakoś nikt nie ma problemu.

źródło
Morał płynący ze Wstydu jest oczywisty, a prawda jest taka, że gdyby nie grający główną rolę Michael Fassbender, wrzuciłabym tę produkcję do szufladki wielu innych, być może ambitnych, ale dołujących filmów, o których chce się szybko zapomnieć. Michael Fassbender wypłynął na innym filmie Steve'a McQueena, Głód. To aktor o tak mało charakterystycznym, plastycznym wyglądzie, że można z nim zrobić wszystko i mógłby zagrać wszystko. W szczególności jednak psychopatycznych morderców, zboczeńców, zimnych sadystycznych arystokratów i nazistów. To najczystszej wody drapieżnik. Hipnotyzuje samym spojrzeniem, jak w scenie w metrze. Wzbudza strach i fascynację zarazem. Budzi niebezpieczne skojarzenia - gdyby nawet obsadzono go w roli bohatera jednoznacznie pozytywnego, widz czekałby aż bohater ten zrobi coś złego (i może dlatego Fassbender takich ról nie gra). We Wstydzie zagrał tak, że przechodziły mnie ciarki, a sceny z filmu śniły mi się w nocy. Dla mnie Fassbender to przykład, jak można zrobić coś z niczego. 

Komentarze

  1. Czekam na jakąś pozytywną rolę Fassy'ego, oj czekam. Zresztą z nim obejrzę wszystko, nawet Franka (a właściwie to nawet nie mogę się doczekać!) ;) Nie wiem czy widziałaś Fish Tank - świetny film, kolejna niejednoznaczna rola Michaela.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałam Fish Tank, ale będę uważnie śledzić dalszą karierę Fassy'ego ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później