Wiosna, wiosna, ach to ty... Przyszła w tym roku wcześnie i wyjątkowo punktualnie. Wczoraj zainaugurowałam czytanie na ławce w parku – kto by pomyślał, że w marcu będzie 20 stopni. Wcale nie jestem przekonana, że to dobrze, ale o tym będzie przy innej okazji.

Trochę mi wstyd pisać o planach czytelniczych na nową porę roku, bo do dziś nie przeczytałam niektórych z tych książek, które zapowiadałam, że przeczytam jesienią i zimą. Przeczytałam owszem, wiele innych, ale niekoniecznie tych, które zadomowiły się już na mojej półce... Jest jednak kilka pozycji (z nie tak znowu nadmiernie ciekawych zapowiedzi wydawniczych), na które zwróciłam uwagę, są też takie książki, które są na mojej liście od dawna i kuszą coraz bardziej. Zrobiłam sobie shortlistę, ale terminów nie obiecuję.

A wiecie, że w zapowiedziach (wprawdzie dopiero czerwcowych) znalazłam kultową już Księgę Diny - książkę która "chodziła" na Allegro po kilkaset złotych? Wreszcie ktoś postanowił ją wznowić...


Ponieważ wiosna, a "na tapecie" akurat mam historię sztuki, znalazłam na dziś idealną lekturę do omówienia: Tajemnicę Botticellego Marii Fiorato. Tematem przewodnim tej powieści jest słynny obraz Botticellego Primavera. Chciałabym, aby w tym miejscu zrobiło się jasno i radośnie, jak to wiosną, sęk w tym, że o książce tej nie da się powiedzieć wiele dobrego...

Italia, epoka odrodzenia, sztuka – to jedne z moich ulubionych motywów książkowych i kiedy chcę przenieść się w przeszłość, najchętniej sięgam właśnie po powieści osadzone w renesansowych Włoszech. Bardzo chętnie czytam o wielkich artystach, życiu codziennym, ówczesnych obyczajach, a nawet skomplikowanych relacjach historycznych i „wyczynach” rządzących. Niestety Tajemnica Botticellego nie przypomina docenionej przeze mnie twórczości Sarah Dunant, ponieważ jest czystej wody powieścią przygodowo-sensacyjną, w której nie ma miejsca na żadne subtelności. Główna bohaterka, piękna Luciana, jest florencką prostytutką, która przez przypadek zostaje wplątana w spisek możnych tego świata. Uciekając przed ścigającymi ją mordercami przemierza całe Włochy i wraz z towarzyszącym jej przystojnym mnichem, Guidem, usiłuje rozwiązać zagadkę owego spisku, tkwiącą w słynnym obrazie Botticellego:

źr.: Wikipedia
Od samego początku akcja w powieści goni, trup ściele się gęsto, a bohaterom przytrafiają się nieprawdopodobne przygody i zbiegi okoliczności. Prostytutka i mnich nagle znajdują się w otoczeniu książąt, wielmożów i władców, znajdując wyjście z każdej, najgorszej nawet opresji. Do tego z łatwością szafują różnymi „mądrościami”, związanymi z feralnym obrazem, rozwiązując kolejne zagadki, niczym renesansowy Sherlock Holmes i profesor Langdon w jednym. Im zaś dalej w las, tym więcej nieprawdopodobnych zdarzeń i absurdalnych zwrotów akcji. Czytelnikowi raczej nie grozi, że będzie się zastanawiać, czy „to mogło się wydarzyć naprawdę” - mimo iż w powieści można spotkać autentyczne historyczne postacie - gdyż to wszystko jest kompletnie niewiarygodne i nie ma niestety nic wspólnego ani ze sztuką, ani z Botticellim. Szkopuł w tym, że Botticelli rzeczywiście zawarł w swoim obrazie jakieś tajne przesłanie – jak czyniło to wielu renesansowych malarzy – lecz Marina Fiorato nie sili się na żadne historyczne wyjaśnienia tytułowej tajemnicy.

Choć powieść jest bardzo dynamiczna, to ani przez chwilę nie miałam poczucia, że od książki nie można się oderwać – wręcz przeciwnie, zastanawiałam się nawet, czy nie dać sobie spokój z tak płytką lekturą. Trudno też było mi wczuć się w atmosferę sprzed lat ponieważ pisarka w tym szaleńczym pędzie po różnych miastach nie zaprząta sobie specjalnie głowy odtworzeniem realiów epoki. No chyba, że chodzi o „ciemną stronę życia” - brud, brak higieny i jeszcze raz brud, znajdują się na prawie każdej stronie tej powieści. Fiorato lubuje się w opisywaniu wszystkiego co brzydkie, nieczyste i odrażające. Najbardziej jednak razi rynsztokowy język, którym posługuje się Luciana – w co drugim zdaniu znajdują się jakieś wulgarne nawiązania do różnych czynności fizjologicznych, w szczególności do seksu. Podobny zabieg został zastosowany w Szkarłatnym płatku i białym, z tym, że tam celem było pokazanie jak trudne było życie kobiet w XIX wiecznym Londynie, a w Tajemnicy Botticellego jest to po prostu epatowanie wulgaryzmami. Wreszcie główna bohaterka była dla mnie odpychającą postacią: to głupia flądra, nimfomanka, która myśli tylko o tym, żeby ją ktoś przeleciał. A przecież na dobrą sprawę jest ledwie nastolatką! Trudno uwierzyć, że ta książka wyszła spod pióra kobiety. Ot, niezbyt mądra powieść przygodowa bez żadnego głębszego przesłania. Szkoda czasu.

Marina Fiorato, Tajemnica Botticellego, Wyd. Albatros, 2012

Komentarze

  1. U mnie wiosna owszem przyszła, ale co chwilę siąpi deszcz. Liczę na to, że dzięki temu wkrótce zrobi się zielono. A wtedy przyjemnie będzie poczytać na łonie natury...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później