451⁰ Fahrenheita - cz. 1

Powieść Ray’a Bradbury’ego, napisana 60 lat temu należy już do klasycznych dystopii. Podstawową cechą opisanego w niej nowego, cudownego świata jest brak książek. Posiadanie (a zatem i czytanie) książek jest zabronione, a jeśli w czyimś domu zostaje odkryta literatura, dom ten jest palony. Ludzie spędzają wolny czas przed ogromnymi ekranami telewizyjnymi lub słuchając radia poprzez „muszelki radiowe”. Inną „atrakcją” jest szalona jazda samochodem – obowiązują limity prędkości minimalnej, a nie maksymalnej. Ceniony jest sport i aktywność fizyczna. Nieliczne niedobitki starego systemu – profesorowie uniwersytetów, intelektualiści – ukrywają się po lasach. Myślenie nie jest już problemem. Gdyż uzasadnieniem wprowadzenia takiej właśnie polityki było dążenie do szczęścia – nadmiar informacji, nadmiar książek z różnymi koncepcjami życia – powodował iż ludzie za dużo myśleli i byli nieszczęśliwi: Musisz zrozumieć, że nasza cywilizacja jest tak rozległa, że nie możemy sobie pozwolić na denerwowanie i niepokojenie mniejszości. (…) Ludzie chcą być szczęśliwi, prawda? (…) No i czy nie są? Czy nie zapewniamy im ruchu, nie zapewniamy im rozrywki? Przecież po to tylko żyjemy, nieprawda? Szukamy przyjemności, szukamy podniet. A musisz przyznać, że nasza kultura dostarcza tego w dużych ilościach. 

451⁰ Fahrenheita jest już drugą po Inferno książką, której lektura mnie ostatnio przeraziła. Mam bowiem wątpliwość, czy ta powieść nadal pozostaje w sferze tylko fantastyki. Czy nasza cywilizacja nie zmierza w podobnym kierunku: Czas nauki skrócono, programy zredukowano, zarzucono filozofię, historię i języki, angielski i ortografię stopniowo lekceważono coraz bardziej, aż wreszcie prawie kompletnie zignorowano. Wzrasta tempo życia, liczy się posada, po pracy rozrywka. Po co uczyć się czegokolwiek poza naciskaniem guzików, przekręcaniem kontaktów, dociskaniem śrubek i nakrętek? Bradbury’emu udało się przewidzieć przyszłość znacznie trafniej, niż Orwellowi. Nie dalej jak kilkanaście dni temu zetknęłam się z informacją, iż na kilku uniwersytetach w Polsce są zakusy, by zlikwidować takie „bezużyteczne” kierunki jak filozofia i historia – bo „nie zarabiają na siebie”, a pracy po nich i tak nie ma. A czy nie spędzamy czasu właśnie tak, jak to opisał pisarz? Omamiani przez telewizję i inne media, ciągle w jakimś bezrozumnym pędzie? Czy nie poszukujemy ciągle rozrywek: im bardziej szalonych, niebezpiecznych (adrenalina!), tym lepiej? Więcej sportu dla każdego, więcej zespołowego ducha, radości, a człowiek nie potrzebuje myśleć, co? (…) Więcej rysunków w książkach, więcej ilustracji. Umysł chłonie coraz mniej i mniej. Niecierpliwość. Autostrady pełne tłumów pędzących dokądś i nigdzie. Wprawdzie nikt nie zabrania czytać książek, literatura wydawana jest w wielkiej obfitości, ale jakby chętnych do jej czytania coraz mniej, a na tych, którzy czytają patrzy się jak na snobów. Żeby skutecznie przekazać jakąś informację, najlepiej ująć ją w formę obrazkową. W świecie wykreowanym przez Bradbury’ego też tak było: publiczność, wiedząc czego jej trzeba, pozwoliła przeżyć tylko książkom z komiksami. I trójwymiarowym czasopismom pornograficznym, oczywiście. (…) To nie przyszło od rządu. Początkowo nie było żadnego nakazu, deklaracji, cenzury. Nie! Technologia, eksploatacja masowa i nacisk mniejszości załatwiły całą sprawę.

Powieść Bradbury'ego przepełniona jest przemyśleniami oraz abstrakcyjnymi opisami. Nie da się przemknąć po niej szybko, choć jest cieniutka - wzbudza tyle pytań. Gdyby się zastanowić, rzeczywiście coś w tym jest – każdy chce być szczęśliwy, a nie zamartwiać się rzeczami na które nie ma wpływu. Dlatego czasem lepiej nie wiedzieć. Sama stosuję tę technikę – przestałam czytać gazety, po to żeby się niepotrzebnie nie denerwować, bo przecież gazety i inne media przekazują tylko negatywne wieści. Tylko czy ignorancja może być lekiem na zło? Historia uczy, że jest wręcz przeciwnie – ignorancja i ciemnota prowadzą do jeszcze gorszego  zła. A jeśli jakiś rząd/instytucja pod płaszczykiem uszczęśliwiania społeczeństwa stara się je ogłupić, to na pewno nie w zbożnym celu. Ludzie tym się różnią od zwierząt, że potrafią myśleć i powinni tę umiejętność wykorzystywać. Efektem myślenia jest m.in. kultura, a jednym z jej najstarszych przejawów i nośników są właśnie książki. Jeśli zniszczymy książki, przestaniemy czytać i szanować słowo pisane, utracimy to, co ludzkość wypracowała przez tysiące lat. Wiedzę, mądrość, która skłania nas do tego, żeby być lepszymi, rozwijać się, wybaczać, pamiętać, żeby unikać powtarzania popełnionych błędów. Jeśli zapomnimy np. o Holokauście, o stalinizmie, rewolucji kulturalnej (w której też nomen omen niszczone były książki), to kto nas powstrzyma przed wywołaniem kolejnych takich wydarzeń?

Ray Bradbury, 451⁰ Fahrenheita, Wyd. Alkazar, 1993

Komentarze

  1. Mam to samo, nie jestem na bieżąco z newsami, nie czytuje gazet, nie oglądam wiadomości. I tak nie mam na to wszystko wpływu, szkoda nerwów ;)
    Wizja świata przerażająca, brr...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja juz dawno przestalam ogladac TV, z wyjatkiem BBC World. Jednak trzeba byc choc troche na biezaco. Ale nie ogladam nic wiecej. Czytam, czym wzbudzam ogromne zdziwienie i glupie usmieszki - dokladnie tak, jak to opisalas, jestem uwazana za snobke. Jest to przerazajace.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka, o której piszesz, od dawna widnieje na mojej liście książek do przeczytania. Trochę o niej zapomniałam, więc dziękuję za przypomnienie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ważna książka. Szkoda, że dociera ona tylko do tych osób, dla których kultura ma znaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno się z aż tak ciekawą tematyką nie spotkałam. Muszę tej książki poszukać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później