Co skłania ludzi, by osiedlać się w najzimniejszych, najbardziej niegościnnych zakątkach ziemi? Na Alasce, na Syberii, nad nordyckimi fiordami, na wybrzeżach Nowej Fundlandii, tak sugestywnie opisanej w Dostatku, czy w północnej Kanadzie? Tam, gdzie - jak to się mówi - przez 10 miesięcy jest zima, a potem już tylko lato... Na ogół ludzie rzuceni na te terytoria zostają skuszeni bogactwami naturalnymi, jakie one oferują. Podobnie jest w Sawgamet, założonym w czasie gorączki złota. Rytm  życia wyznacza tu przyroda. Mieszkańcy są uzależnieni od surowych zim, które zabrały już niejedno istnienie. Główni bohaterowie Dotyku - rodzina Jeannota doświadczyła tego szczególnie boleśnie, bo każde pokolenie wydaje się być naznaczone tragedią. Ich poplątane dzieje i walkę o przetrwanie w kanadyjskich lasach, relacjonuje wnuk Jeannota, cofając się do wspomnień ojca i dziadka. 

Dotyk jest kolejną powieścią ze sporą dozą realizmu magicznego, jeszcze jedną sagą rodzinną. A takie chyba najlepiej umiejscawia się właśnie tam, gdzie diabeł mówi dobranoc i gdzie przyroda jest jeszcze nieokiełznana przez człowieka. W miarę rozwoju fabuły okazuje się, że nie wszystko, co spotykało Jeannota i jego potomków było takie zwyczajne, że w puszczy otaczającej Sawgamet roi się od dziwnych stworów, czyhających tylko, by ludzi zwieść na manowce. To maszkary z bajek i indiańskich wierzeń... Można w nie nie wierzyć, ale tylko do momentu, kiedy samemu się je spotka. Dotyk to również - a może przede wszystkim - pean na cześć zimy. Zima jest tu okrutna, może trwać nawet do lipca, lecz zarazem jest piękna i romantyczna: padający w ciszy i otulający wszystko śnieg, lód skuwający rzekę, pod którym potem jak lampa błyszczy księżyc, ciemne dni i noce spędzane przy świetle kominka. Nie wiedziałam, że można na tyle sposobów opisywać śnieg - niemalże jak u Eskimosów, mających podobno kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt wyrażeń na określenie śniegu. To mogą być kryształki lodu, malutkie śnieżynki, ogromne puchowe płaty, albo nawet roztapiająca się breja na ulicy. Zachwyca subtelność Dotyku - ciężka egzystencja i znój ludzi, opierających się naturze, zostały opisane w lekkim oderwaniu od prozy życia, tak, jakby mieszkańcy Sawgamet żyli na pograniczu baśni. Ten magiczny klimat stworzony przez Alexi Zentnera otula, uspokaja, przypomina, że są rzeczy ważniejsze, niż codzienna pogoń za nie wiadomo czym, że można żyć inaczej. Że kiedyś ludzie żyli inaczej. Czasem naprawdę chciałabym się cofnąć do tych czasów. Przyznaję, że - w bezśnieżnym lutym, u progu wiosny - brakowało mi tej aury za oknem i dlatego nie do końca potrafiłam się w nią wczuć. Gubiłam się też trochę w przeskokach czasowych, w tym kto jest kim w tej rodzinnej układance. To jednak nie umniejsza wartości powieści - znakomitej, jak na debiut pisarza. Język, jakim posługuje się Zentner jest tak skondensowany, a zarazem bogaty treścią, że zdziwienie mnie ogarnia, kiedy uświadamiam sobie, że książka ta jest tak niewielkich rozmiarów - niewiele ponad 200 stron - a mam wrażenie, jakbym ją czytała i czytała, i jakby zawierała ona całe morze opowieści.  

Alexi Zentner, Dotyk, Wyd. Wiatr od Morza, 2013 

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka 

Komentarze

  1. Okładka wspaniała. Mnie zimne rejony świata odstraszają, ale lubię o nich czytać. "Dotyk" cały czas mam w pamięci i przeczytam. Aktualnie zagłębiam się w fabułę "Dostatku".

    OdpowiedzUsuń
  2. Realizm magiczny nie jest czymś, co uwielbia, więc na dzień dzisiejszy odpuszczę sobie tę lekturę, jednak kto wie - może kiedyś skuszę się na nią. :)

    P.S. Będę bardzo wdzięczna, jeśli wraz z linkiem, jaki wrzucasz do wyzwania "Grunt to okładka", podasz także autora i tytuł książki (w tym przypadku: Alexi Zentner - "Dotyk"), co bardzo ułatwi mi tworzenie podsumowania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię czytać książki zawierające realizm magiczny. Chętnie przeczytam polecaną przez Ciebie książkę:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później