Anna Karenina - arcydzieło czy gniot?

I znowuż Rosja.

Czyż wypada krytykować klasykę? Może wszyscy myślą, że nie wypada, skoro inni mówią, że to takie piękne, wspaniałe, zachwycające. Skoro mi się nie podoba, pewnikiem nie potrafię dzieła docenić. A może wstyd im się przyznać, że nie rozumieją, że ich też coś uwiera, że w porównaniu z innymi dziełami, to nic aż tak wspaniałego. Ja jednak nie mogę powiedzieć o Annie Kareninie niczego dobrego. Cóż zrobić, historia ta jest tak niedzisiejsza, tak niemodna w swoim sposobie relacjonowania, że nie sposób się nią podniecić. Te długie niepotrzebne wywody o sprawach kompletnie nieinteresujących i nie mających nic do rzeczy. Zatem strony całe o gospodarowaniu na roli, o sianokosach, polowaniach, jakich sprawach ziemskich, reformach, chłopach ruskich, wyborach w guberni, a opisy dłuższe niż w Nad Niemnem... Dalej o wizytach, herbatkach i obiadkach jaśnie państwa, gdzie rolę zdarzeń biorą na siebie rozmowy, te którym się przysłuchiwał i te, w których brał udział. Panorama życia w XIX-wiecznej Matuszce Rosji. I ten Lewin, ten ponury Lewin, ze swoimi humorami, filozofowaniem i dziwactwami, zajmujący pół książki, zda się ważniejszy od Kareniny. Ważniejszy, bo przecież dopatrywać się można w nim samego autora. Lewin jest uosobieniem nie tylko antymodernizmu i antyfeminizmu, lecz rosyjskiej melancholii, która prostaczkom każe zalewać robaka, a szlachetnie urodzonym dzielić włos na czworo i nawet w największym szczęściu dopatrywać się skazy, co wnet szczęście to zdolna jest zmienić w cierpienie. Stanem normalnym dla bohaterów Anny Kareniny jest zagubienie: to, co ich spotyka jest dlań zbyt skomplikowane, nie potrafią oni objąć tego złożoności, zrozumieć tego, co się z nimi dzieje. Raz wszystko zdaje im się obrzydliwe, a za chwilę znowu piękne – bez żadnego konkretnego powodu. Stale doświadczają czegoś n i e o k r e ś l o n e g o, czegoś nie do wyrażenia. A to, co ich spotyka i co jest takie niepojęte to życie po prostu. Czytelnik lepiej to sobie umie przedstawić, niż wychodzi to Tołstojowi, który jakoby dziwował się nad rzeczami najzupełniej normalnymi. Znać tu i brak umiaru pisarza i jakby jego niezręczność, jakby nie wiedział on jak wyrazić ma to, co mu się w głowie kołacze i dlatego obraca słowami w tę i nazad, do zamęczenia nieszczęsnego czytelnika, który zadaje sobie pytanie: o czym to jest. A wcale z tych roszad słownych wiele nie wynika, poza tym, co można było powiedzieć znacznie zwięźlej i prościej.

A gdzież te porywy namiętności, płomienny romans wszech czasów – to miłość tylko na pięknych słówkach, spojrzeniach i liścikach polega? A potem na wiecznych wymówkach znudzonych kochanków i szukaniu problemów tam, gdzie ich nie ma? Na cierpieniu co się bierze nie wiadomo z jakiej przyczyny? Zazdrości o każde spojrzenie poświęcone innej/innemu? Może bierze się tylko z niestałości ludzkiej i kaprysów? Czymże jest miłość? I jak trzeba tu tropić między wierszami niewypowiedziane rozterki i udręki miłosne Anny i Wrońskiego, a wcale się ich nie znajduje. Nadmienić trza, że Anna może jest postacią tytułową, co wcale jednak nie znaczy, że główną... jej wątek to sprawa dopiero drugoplanowa. Z czego się więc brała ta męczarnia Anny Arkadiewnej: z tego, że ją w towarzystwie widzieć więcej nie chciano, z tego, że ją Wroński uwielbiał, czy może z tego, że miała wyrozumiałego męża? I cóż, czy musiało się to tak skończyć? W żaden sposób nie mogę zgodzić się z klasycznym wyrokiem, że historia jej uczucia nie miała prawa skończyć się dobrze. Bo stało się jak się stało z powodów może najzupełniej błahych, albo nawet z nudy – ot i cała tragedia. Tak to już bowiem jest, że jak człek nie ma nic do roboty, to mu głupie myśli do głowy przychodzą, a potem z tego tylko nieszczęście wynika.

Czy wiek nadaje literaturze takiej samej patyny, jak innym dziełom sztuki? Czy fakt, że książkę napisano 150 lat temu musi znaczyć, iż jest ona arcydziełem? Czy rozterki XIX-wiecznych rosyjskich książąt i ziemian naprawdę są p o n a d c z a s o w e? Po Freudzie i rewolucji październikowej? Rozważcie sami. Po mojemu Anna Karenina jest sławna przez to, że jest sławna – innego uzasadnienia nie znajduję. To jest po prostu niemożliwe: czytelnik jest przy lekturze narażony jest na męki nie mniejsze, niż tytułowa bohaterka. Mniemam, iż niewielu współczesnych zadaje sobie trud by przemęczyć Annę Kareninę, by się przekonać, iż jest ona czymś znacznie więcej, niż romansem, zekranizowanym przez Hollywood. To książka o próżniaczym życiu rosyjskich wyższych sfer, w której Tołstoj umieścił swoje przemyśliwania na tematy wszelakie, w tym i o sens życia. Tematy jednak w większości dawno przebrzmiałe, tak jak wizerunek rozedrganej emocjonalnie, histerycznej i uwieszonej na mężczyźnie płci pięknej. Piękna historia miłosna to też nie jest, bo definiowanie miłości poprzez cierpienie jest błędne samo w sobieTo niemożliwe, by to całe rozwlekłe powieścidło  kogoś nie nużyło: Ach, to długa i nudna historia! Wszystko u nas jest jakieś takie nieokreślone.

Gniot.


Lew Tołstoj, Anna Karenina, Wyd. Znak, 2012 

Do Anny Kareniny przymierzałam się już dawno i dopiero, kiedy w którymś momencie rozpaczy, zaczęłam przyglądać się okładce, olśniło mnie, że przecież tam jest zima. Kwalifikacja powieści do wyzwania Czytam opasłe tomiska jest natomiast zupełnie oczywista - 909 stron

Komentarze

  1. Książki szczerze mówiąc nie czytałam - nie mój typ historii. Film za to obejrzałam z przyjaciółką i byłam bardzo zadowolona. Piękne zdjęcia, motyw życia teatru... Miodzio :).

    W jednej książce Amiradżibi czytałam raz zabawny opis do tej historii - o premierze wcześniejszej filmowej wersji: "U Tołstoja Anna jest młodziutką mężatką, a w filmie grała ją ponadpięćdziesięcioletnia aktorka (...)" -> stara gospodyni tak pojęła całą historię: "Bardzo pouczający film! O takiej jednej starej babie... Anna jej było. Romansów jej się zachciało na stare lata i zakochała się w młodym oficerku. Rzuciła dom i dziecko! Żebyście wy wydzieli ten dom! Nie dom a pałac! Mogłabym go cały dzień szorować! I mąż przyzwoity człowiek! (...) A ona? Wariatka jakaś. Pewno taki ją złapał klimakter. (...) A oficerek jak oficerek. Wziął co swoje i w nogi! No i z tego wszystkiego ta Tarasowa rzuciła się pod pociąg. Masakra!" xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, a ja zetknęłam się z opinią, że powinno się zrobić film wycinając ten cały "romans", a za to głównym bohaterem czyniąc Lewina.
    Filmu nie widziałam - nawet tej najnowszej adaptacji, ale Keira akurat bardzo pasuje mi do opisu Anny. Jude Law do łysiejącego Wrońskiego też ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Arcydzieła też się starzeją, jedne ładniej, drugie gorzej ;-) Na ewentualnej wyprzedaży (za 10-20 zł) pewnie wezmę, tak czy inaczej ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie będę życzyć dużo cierpliwości przy lekturze ;)

      Usuń
  4. Nie moge sie z Toba nie zgodzic - wielu „klasyków" postarzalo sie i mozna ich dzis traktowac jako dodatek do „Historii zycia prywatnego" (tak chyba zatytulowana jest ta seria) - studium mentalnosci i obyczajów danej epoki. W przypadku Tolstoja obawiam sie, ze dotyczy to caloksztaltu twórczosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe jak jest z Dostojewskim...

      Usuń
    2. Mysle, ze Dostojewski sie broni. Co by nie bylo, problemy jego bohaterow sa ponadczasowe.

      Usuń
  5. Prawdziwe opasłe tomiszcze 909 stron - oczywiście, że zaliczam!
    Nie czytałam, oglądałam trochę filmu, ale drażniła mnie Keira... i wyłaczyłam. Jednak moim znajomym koleżankom się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znoszę Anny Kareniny. Nie książki, a postaci. Denerwuje mnie jej cholerna nieporadność, ciągła apatia i brak chociażby najmniejszego przebłysku zdrowego rozsądku. Czytając, miałam ochotę nią potrząsnąć.
    Filmu natomiast nie kupiłam. Połączenie filmu z teatrem to moim zdaniem zmarnowany potencjał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Anna była taka, jakie były kobiety w tamtych czasach i jakimi chcieli je widzieć mężczyźni - fakt, że dziś kobiety się z taką postawą nie zgadzają (choć nadal jest w nas coś takiego, że lubimy dzielić włos na czworo) świadczy o tym, że dzieło Tołstoja jednak się zdezaktualizowało

      Usuń
  7. Mnie się "Anna Karenina" podobała.

    Zgodzę się z Tobą, że niektóre klasyczne książki są teraz nazywane arcydziełami tylko dlatego, że kiedyś ktoś tak powiedział. I "Anna Karenina" według mnie arcydziełem też chyba nie jest, ale dobrą książka - dla mnie na pewno. No dobra, Lewin faktycznie jest nudny i na dłuższą metę nie da się znieść jego wynurzeń. Ale o Annie czytało mi się bardzo dobrze. Nie rozpatrywałabym chyba tego w kategoriach "pięknego romansu", dla mnie najciekawszy jest tu portret Anny, która tak się w tym wszystkim plącze (może faktycznie z nudy), że sama siebie doprowadza do upadku.

    I lubię ten najnowszy film - jest po prostu śliczny, oczu nie można oderwać :) Keira dla mnie w porządku, całkiem mi pasuje, tylko Wroński jakiś taki... zupełnie nijaki. I z tego powodu tym bardziej nie można zrozumieć tego romansu, bo taki Jude Law wydaje się naprawdę porządnym człowiekiem. Co dziwne, właściwie mam w tym filmie dużo więcej sympatii dla Lewina, jakoś zgrabnie poprowadzony jest ten wątek, a on i Kitty są uroczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sęk w tym, że te wynurzenia Lewina to pół książki ;)

      Usuń
  8. Na okładce widać zimę - zdecydowanie. :) Tę historię znam z filmu, ale przydałoby się zapoznać z nią w wersji papierowej...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta powieść towarzyszy mi od dziewiątego roku życia. Darzę ją sentymentem, bo dostałam ją od ukochanej przedszkolanki. Tyle, że nie przepadam za romansami. Za to pamiętam scenę dobijania konia... Z literatury rosyjskiej Dostojewski bardziej do mnie przemawia, niż Tołstoj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anna Karenina w wielu lat 9-ciu? Hmm??

      Usuń
    2. To były takie czasy, kiedy kupowało się wszystko jak leci, bo i tak nic nie było w księgarniach. Jak dostawało się tego typu powieść, to miało być "na później". Ale przeczytałam "Annę Kareninę" parę lat później, choć pewnie i tak to była jeszcze podstawówka...

      Usuń
  10. Hm... Mocno powiedziane... Ja "Annę Kareninę" uwielbiam jako powieść, chociaż nie ukrywam, że niektóre fragmenty (szczególnie te natury politycznej) bywały nużące :-) jednak jest to Duży i godny Buk :-) ale w samej powieści nie znoszę tytułowej bohaterki - za głupotę po prostu i potrzebę wciągania wszystkich wokół w swój emocjonalny dół, a w szczególności tych, którzy ją kochali.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później