W swojej najnowszej książce Jodi Picoult sięga do czasów II wojny światowej. Od jej zakończenia minęło już prawie 70 lat, trudno znaleźć jeszcze jakichkolwiek żyjących świadków tamtych wydarzeń. Okazuje się jednak, że w małym amerykańskim miasteczku mieszka staruszek – powszechnie szanowany Josef Weber – który pewnego dnia przyznaje się w sekrecie swojej młodej przyjaciółce, iż był nazistą. Dziwnym trafem Sage Singer jest Żydówką (przynajmniej z pochodzenia), a jej babcia Minka przetrwała Holokaust…

Wybór przez Jodi Picoult Holokaustu jako tematu nowej książki wydaje mi się co najmniej odważny. Pisarka zdecydowanie łamie w ten sposób schematy dotychczas aż nadto widoczne w jej powieściach. Po pierwsze autorka ta kojarzy mi się z dramatami raczej kameralnymi, rodzinnymi, po drugie nigdy dotąd nie zajmowała się historią. Po trzecie o Holokauście napisano już tyle, że nie wiem, czy  jeszcze można wnieść cokolwiek nowego w tej kwestii. Może jednak nie chodzi o coś nowego, tylko o to, by pamiętać. O to, by nie pojawiały się takie opinie, jak – cytowane w książce – że „to się nigdy nie wydarzyło”. Głos Jodi Picoult jest naprawdę mocny – opowieść ocalałej z pogromu Żydów Minki jest tak porażająca, że w zasadzie "zawłaszcza" całą książkę. Tę historię na pewno zapamiętam na długo, mimo, że Minka jest postacią fikcyjną. Tym bardziej podziw budzi tak plastyczny język pisarki, że miałam wrażenie, iż czytam o jak najbardziej prawdziwych osobach. W tym jednak sęk, że choć Minka nie istniała, to większość tego, czego doświadczyła naprawdę się wydarzyło, choć wydaje się to nieprawdopodobne. Towarzyszenie Mince w jej gehennie jest dla czytelnika przeżyciem równie silnym, co zejście do piekieł Dantego.

Czytając To, co zostało, mimo całej znajomości historii nie sposób, po raz n-ty, nie zastanawiać się, jak jedni ludzie mogli coś takiego zrobić innym ludziom. Co więcej: nasuwa się pytanie jaką cenę zapłacili oprawcy za takie pozbycie się człowieczeństwa. Czy im też można współczuć? Czy nie gorszą dla nich karą od kary śmierci było długie życie ze świadomością tego, co uczynili – tak jak dla powieściowego Josefa Webera? Zakłada to jednakowoż, iż w ludziach tych odezwało się sumienie, co wcale nie jest takie oczywiste. Poza tym, z lękiem czającym się na dnie mojego serca, zadawałam sobie pytanie, co ja bym zrobiła, gdyby przyszło mi żyć w tak strasznych czasach. Czy starczyłoby mi sił, żeby to przetrwać? A żeby pozostać człowiekiem – bo słowo człowiek w tych okolicznościach urasta do naprawdę czegoś wielkiego. Czy gdyby przyszło mi być takim niemieckim żołnierzem, odmówiłabym wykonywania swoich „obowiązków”? Ilu z nas zdobyłoby się na takie nieposłuszeństwo? I czy – z drugiej strony – bestialstwo można potem usprawiedliwiać „wykonywaniem poleceń”?

Przez całą powieść przewija się wątek baśniowej opowieści snutej przez Minkę, która niejako uratowała jej życie, niczym Szeherezadzie (stąd też oryginalny tytuł powieści The Storyteller). Opowieść o krwiożerczym potworze, w którym walczą ze sobą dobro i zło ma być alegorią postępowania nazistów. Wszak nie każdy Niemiec był zły. Moim zdaniem ta teoria się jednak nie broni w kontekście zła takiego, jakim są wojny. Współczesna psychologia dowiodła, że większość ludzi jest raczej konformistami i poddaje się wpływom – tych, którzy są w stanie się im oprzeć jest niewielu. A okoliczności mogą wydobyć z nas to, co najgorsze. Zimbardo w Efekcie Lucyfera opisuje jak doszedł do wniosku, że naziści byli zupełnie normalnymi ludźmi. Pozostaje zatem pytanie o to, ile potwora jest w każdym z nas.

W kontekście absolutnie dominującego wątku historycznego, pozostałe wątki, które dokłada pisarka w powieści, wydały mi się kompletnie nieistotne. Po prostu w porównaniu z dramatem Minki wszystko inne blednie. Rozterki Sage, czy rozgrzeszyć Josefa? Ten głosik był bardzo słabiutki, przewaga złych uczynków była miażdżąca, w porównaniu z – ledwie wzmiankowanymi – dobrymi. Problemy Sage z własną samoakceptacją - śmieszne. A już miłosne perypetie współczesnej bohaterki zupełnie do tej książki nie pasują. Sage i jej znajomi zresztą, w porównaniu do rewelacyjnie wykreowanych Minki i Josefa, są bohaterami dosyć jednowymiarowymi. Można również przyczepić się do zakończenia, które w normalnych okolicznościach spowodowałoby lawinę kolejnych problemów, a zatem byłoby świetnym materiałem na kolejną książkę w stylu Picoult. 


To, co zostało na pewno jest najlepszą powieścią Picoult spośród kilku ostatnich, które czytałam. Porusza ona temat ważny i niestety cały czas aktualny, bo okrucieństwa i ludobójstwa działy się i przez II wojną światową, i po niej, i nadal się dzieją. Tym bardziej mocne jest przesłanie płynące z książki, dla tych, którzy chcieliby uciec od odpowiedzialności – współczesny wymiar sprawiedliwości ściga zbrodniarzy nawet po kilkudziesięciu latach, ludobójstwo się nie przedawnia. Poza tym jest to książka na pewno bliska nam, Polakom, bo przecież większość akcji umiejscowiona została w Polsce.

Jodi Picoult, To, co zostało, Wyd. Prószyński i s-ka, 2013

Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska - 560 stron

Komentarze

  1. Uwielbiam twórczość Picoult. Mam za sobą osiem powieści jej autorstwa, a moja ochota na resztę nie słabnie. Przyznam szczerze, że już dawno nie sięgałam po żadną powieść mojej ulubionej pisarki, więc wypadałoby to nadrobić. "To, co zostało" niezmiernie kusi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "To co zostało" koniecznie trzeba przeczytać, zwłaszcza jeśli to Twoja ulubiona autorka

      Usuń
  2. Nie czytałam jeszcze tej książki, ale każda kolejna recenzja wprowadza mnie w wyrzuty sumienia. Zwłaszcza Twój tekst, który bardzo miło mi się czytało. Zaraz po sesji będę musiała sięgnąć po "To, co zostało", gdyż książka zaraz po premierze trafiła na moją półkę i powoli nadchodzi jej czas. Nie spodziewałam się jednak, że porusza temat drugiej wojny światowej. Widać, że mam zaufanie do autorki, skoro kupiłam bez czytania o czym ona jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Historyczna" Jodi Picoult rzeczywiście może zaskakiwać, ta książka jest trochę inna, niż pozostałe, ale mnie akurat to ucieszyło.

      Usuń
  3. Podobnie jak Ty uważam, że "To, co zostało" to najlepsza z książek Picoult, które czytałam. Wywołała we mnie emocje, dała do myślenia, została zapamiętana.
    Nie należę do fanów Picoult, ale czytuję jej książki i z reguły oceniam je średnio. Przez dłuższy czas za najlepszą powieść autorki uważałam "W naszym domu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też książki Picoult oceniałam różnie, ostatnimi dwoma, które czytałam przez "To, co zostało" nie byłam zachwycona; "W naszym domu" rzeczywiście było niezłe.

      Usuń
  4. Kocham Picoult, ale już widzę, że ta książka nie przypadnie mi do gustu, więc sobie odpuszczę. Jakoś taka tematyka mi do niej nie pasuje, choć trzeba przyznać, że jedno pozostaje niezmienione - nadal jest kontrowersyjna.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później