Ostatnio mam znacznie większą ochotę na oglądanie filmów, niż czytanie książek - a tu jak na złość w kinach repertuar dla mnie wybitnie nieciekawy. Bardzo żałuję, że przegapiłam Grawitację. Spotkałam się z opiniami, że film ten wypada świetnie na dużym ekranie, ale oglądany poza salą kinową i na ekranie pozbawionym 3D może już nie robić takiego wrażenia. Mogę to sobie wyobrazić - ten ogrom przestrzeni kosmicznej, ekstremalna samotność i  bezradność człowieka wobec praw fizyki. Tu nie potrzeba ekstra środków wyrazu, podejrzewam, że najlepszy jest minimalizm, co zresztą lubię najbardziej. Już same plakaty filmowe oddają taki klimat filmu. A to, co stanowi o sukcesie tego obrazu to strona wizualna: skala, perspektywa i właśnie aspekty techniczne, za które zresztą Grawitacja została nominowana tylokrotnie do Oskara. Niektóre filmy można sobie spokojnie podarować, jeśli chodzi o seanse kinowe, ale Grawitacja do nich nie należy. Szkoda, że polscy dystrybutorzy nie pomyślą o tym, by przywrócić do repertuaru filmy, które zostały nominowane do Oskara (lub zdobyły statuetkę). Przecież to na pewno przyciągnęłoby widzów. Pozostaje mi cieszyć się ścieżką filmową, która jest świetna i na tyle charakterystyczna, że wystarczy jedno przesłuchanie, by rozpoznawać ten motyw spośród wielu innych. Bardzo wpadła mi w ucho i będę trzymać kciuki, by rzeczywiście dostała Oscara.


Tak na marginesie, od kilku lat filmy nominowane do Oscara robią na mnie wrażenie wyjątkowo mało ciekawych. To tak zwane "ambitne kino hollywoodzkie", którego w normalnych kinach w USA się nie uświadczy, ale wszyscy udają, że je widzieli i wiedzą o co chodzi. Tematyka? Dysfunkcyjna rodzina, gościu umierający na AIDS/raka/etc., niewolnictwo, problemy homoseksualistów, bezdomnych, alkoholików, narkomanów, więźniów, tudzież innych osób z marginesu. Same "przyjemne" sprawy. Normalne kino rozrywkowe nie ma w tym wyścigu szans, chyba że za efekty specjalne i kostiumy, tak że Grawitacja jest tu i tak ewenementem, choć i ją trudno nazwać "normalnym filmem rozrywkowym". Z pozostałych nominowanych w tym roku produkcji żadnej chyba nie mam ochoty zobaczyć. Wiem, że staję się w tym momencie nudna, ale niby dlaczego Rush, który jest filmem nie tylko widowiskowym, ale i inteligentnym, nie został w ogóle w nominacjach uwzględniony? Co jest z nim nie tak? Wprawdzie nie byłam ostatnio częstym gościem w kinie, ale widziałam wystarczająco wiele filmów w swoim życiu, by wiedzieć, że najnowszy film Rona Howarda jest obrazem wyśmienitym i jednym z najlepszych, jakie widziałam kiedykolwiek. No tak, na pewno w Stanach niewiele osób interesuje się Formułą 1 i wie kto to w ogóle jest Niki Lauda... Na pewno jest w tym racja, że Oscar wcale niekoniecznie wędruje do najlepszego, ale do tego, kto bardziej zdołał się przebić, wypromować - jak to w życiu. Tyle, że łatka filmu nagrodzonego Oskarem potem się przyczepia i procentuje, a tym, którzy nie zostali nawet nominacją docenieni może być tylko żal.

Komentarze

  1. "Grawitacja" jest naprawdę dobra - może nie jakaś porywająca, ale na pewno też nie nudna (jak twierdzi dość spora grupa osób). Widoki kosmosu niesamowite i cała atmosfera niezwykła.
    Też boli mnie, że "Wyścig" nie został nominowany. To naprawdę świetny film, w dodatku wydawało mi się, że całkiem pasuje pod Oscary. Może rzeczywiście w Stanach nie interesują się Formułą 1, ale "Wyścig" może zainteresować nawet tych, którzy nic o niej nie wiedzą (mój przykład). Ja o Laudzie też wcześniej nie słyszałam (może po prostu nie to pokolenie :D).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojojoj, kiedy byłam dzieckiem, Niki Lauda był dla mnie synonimem Formuły 1 - chyba rzeczywiście nie to pokolenie ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później