Awantura o Pascala z Okrasą

Na książkę z przepisami Pascala i Okrasy z Kuchni Lidla dawno miałam ochotę i miałam nadzieję, że takowa kiedyś powstanie. Bo dania są naprawdę ciekawe, a zamiast drukować przepisy z internetu, wolę mieć je zebrane w książce. Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy pod koniec listopada zobaczyłam, że Lidl moje życzenie spełnił. Moja konsternacja była jednak spora, kiedy okazało się, że aby zdobyć książkę trzeba się „napracować”, czyli wydać w Lidlu min. 300 zł. Jasne, dla kogoś, kto robi zakupy dla całej rodziny, wydanie takiej sumy nie jest problemem, ale dla mnie tak – ja takie kwoty w Lidlu jednorazowo zostawiam rzadko, choć jestem tam stałym klientem. Tym bardziej, że przecież zakupy w dyskoncie się robi, żeby wydać mniej, a nie więcej. Pół biedy gdyby jeszcze mieć gwarancję, że bonus się dostanie, ale tu książki były do wyczerpania zapasów. Pomyślałam sobie, że pewnie skończy się tak, że będę zbierać i zbierać, a zanim uciułam te sześć naklejek – książek zabraknie. I oczywiście tak się stało – książek zabrakło, mnóstwo ludzi zostało na lodzie, Lidl zapowiedział dodruk i teraz jest awantura. Awantura o książkę! 

Milion egzemplarzy, a i tak zabrakło – to chyba największy sukces wydawniczy w Polsce. Rzecznik Lidla stwierdziła, że świadczy to o tym, iż „popyt na edukację kulinarną wśród Polaków nie maleje”. Co za hipokryzja. Naprawdę nie trzeba było być geniuszem, żeby przewidzieć, że „darmowe” egzemplarze rozejdą się jak ciepłe bułeczki, niekoniecznie wśród amatorów gotowania. Jednak, sądząc z komentarzy na stronie Lidla – dla wielu osób było to zaskoczeniem. Głosy i oburzenia i darcie szat, że „książek nie starczyło, a przecież mam 6 naklejek” i jak to możliwe. Bo „się należy”. A przecież w regulaminie było wyraźnie napisane, że DO WYCZERPANIA ZAPASÓW – nikt nikomu nie obiecywał, że NA PEWNO książkę dostanie. Zatem histeryzowanie i zarzucanie sieci handlowej, że wydrukowała za mało wydaje mi się grubą przesadą. Moje wątpliwości wzbudza raczej sposób zorganizowania promocji ewidentnie wskazujący na chęć zarobienia jak największych pieniędzy na klientach i pozwalający na rozejście się bonusa niewłaściwymi kanałami. Moim zdaniem o wiele uczciwiej byłoby pozwolić ludziom tę książkę zwyczajnie kupić, zamiast ustawiać do wyścigu o nierównych szansach. No ale wtedy Lidl pewnie tyle by nie zarobił – bo z pewnością znalazło się spore grono ludzi, wydających tam więcej niż zazwyczaj tylko po to, by dostać książkę. I przecież o to chodziło, a to zwykłe wyciąganie kasy. Po drugie tego typu akcje zawsze otwierają pole do popisu wszelkim naciągaczom. Rzekomo nie do kupienia książka zalała Allegro i to w ilościach hurtowych (co oczywiście rodzi pytania co do uczciwości całego systemu dystrybucji, no bo niby skąd u kogoś 50 egz. ?). To naprawdę było do przewidzenia. Sama też kupiłam na Allegro, bo pomyślałam sobie, że wolę kupić i mieć, zamiast wydawać bez sensu pieniądze z niewiadomym efektem. W ten sposób dałam zarobić komuś innemu, a nie Lidlowi. Książkę mam, ale niesmak pozostaje. 

Życie pokaże ile z tego miliona będzie krążyć w obiegu – być może po świętach, za kilka tygodni książka będzie do nabycia za 10 zł, a nie za 50, bo jakoś mi się nie chce wierzyć by Polacy ten milion ot tak wchłonęli. 

Sama książka jest pięknie wydana, choć zamysł wymieszania przepisów trochę dezorientuje. A tak na „deser” okazało się, że mój ulubiony przepis jest wybrakowany, więc i tak muszę go wydrukować z Internetu. Ha ha.





Pozostaje mieć nadzieję, iż jeśli Lidl wpadnie na pomysł wydania książki z przepisami Pawła Małeckiego, nie będzie tak niefortunnej powtórki z rozrywki. To się w Polsce po prostu nie sprawdza.

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później