Zapach gorzkich pomarańczy

Biję się z myślami, co o tej książce napisać – nie dlatego, że jest taka dobra, ale dlatego, że jest tak nijaka. Zapewne wszystko to, co mogłabym w tym miejscu powiedzieć na temat jej treści i przesłania, wielokrotnie zostało już napisane, a nie chcę się powtarzać. W tym momencie podziwiam Joanne Rowling, która pisząc swój Trafny wybór stworzyła pozycję zupełnie oryginalną, nie powielając schematów. Ale miało być o Zapachu gorzkich pomarańczy, a nie o Trafnym wyborze. 

Powieść autorstwa Kate Lord Brown to lektura z gatunku rodzinnych sag z tajemnicą. Standardowo już mamy w niej dwa wątki: historyczny i współczesny. Perypetie Emmy, dziedziczki firmy perfumiarskiej z Londynu, przeplatają się z opowieścią umiejscowioną w Hiszpanii podczas wojny domowej. Kiedy Emma, uciekając od swoich problemów postanawia zamieszkać w Walencji i zacząć tam nowe życie – odkrywa się przed nią długo ukrywana historia rodzinna. I to właściwie wszystko. Książka napisana jest poprawnie, tak że dosyć dobrze się ją czyta, lecz w żadnym miejscu nie zaskakuje, a emocje, jakie we mnie wzbudziła były zaledwie letnie. Niestety posiada ona również sporo wad, które przeszkadzały mi w jej odbiorze i przeważyły nad samą treścią. Dosyć trudno było mi wciągnąć się w tę opowieść, bo – po pierwsze- długo się ona rozkręca, po drugie akcja ciągle skacze pomiędzy czasami współczesnymi, a latami 30-tymi XX wieku. Rozdziały są krótkie, więc nie potrafiłam się zaangażować ani w jeden wątek, ani w drugi. W tego typu książkach najczęściej tak jest, że któryś z wątków bardziej czytelnika ciekawi – tym razem u mnie w końcu wygrał ten współczesny. Opowieść o hiszpańskiej wojnie domowej można było – moim zdaniem – streścić, zamiast rozbudowywać na pół książki. Nie wydarza się tu bowiem nic szczególnego, poza tym, co z reguły dzieje się na wojnach, a tajemnicę sprzed lat łatwo jest przeniknąć. Zdaję sobie sprawę, że autorka chciała przekazać treści ku pamięci potomnych, bo o wojnie domowej w Hiszpanii jeszcze do niedawna w ogóle się nie mówiło, jednak z punktu widzenia obyczajówki, jaką jest Zapach gorzkich pomarańczy – nie był to zbyt dobry pomysł. Treść części historycznej jest przyciężkawa w porównaniu do opowieści współczesnej; obie części nie współgrają ze sobą pod względem nastroju. Wprawdzie Emma jest po trudnych przejściach, związanych ze stratą najbliższych, ale jej problemy w ogóle nie są wyeksponowane, ta kwestia jakoś autorce umyka, a bohaterka wydaje się dziwnie beztroska, biorąc pod uwagę to, co niedawno przeżyła. Jej wątek jest wyraźnie niedopracowany – problemy z firmą i problemy osobiste zaledwie zarysowane, a zakończenie książki, w stylu powieści sensacyjnej, wydało mi się dziwaczne. Na scenę wkracza w nim – zupełnie ni z tego, ni z o owego postać, o której wcześniej ledwie napomknięto, mimo, że czytelnik chciałby wiedzieć więcej. To prowadzi mnie do kolejnego zarzutu, jakim jest zbyt duża liczba bohaterów, wprowadzanych już na samym początku książki. Trudno się w tym połapać, a jak okazuje się potem, te postaci gdzieś się na kartach powieści gubią. Wśród nich jest sławny reporter Robert Capa, a nawet Ernest Hemingway. Wreszcie – jeśli ktoś liczy na to, że będzie to opowieść, w której główną rolę zagrają zapachy, to srogo się zawiedzie. Tworzenie perfum, bardzo "romantyczne" zajęcie, pojawia się ledwie na marginesie, a Emma jest zainteresowana wszystkim innym, tylko nie tym. Trudno by mi było stwierdzić, że karty powieści są „przesycone tytułowym zapachem pomarańczy”.

Być może się czepiam, lecz w sytuacji, kiedy o książce trudno napisać coś oryginalnego, znacznie łatwiej było mi napisać o jej niedostatkach, niż o zaletach. Sama położyłabym w niej nacisk na zupełnie inne wątki i inaczej rozłożyłabym akcenty, choć nie powinnam się wymądrzać, nie będąc pisarzem... Jak już wspomniałam, powieść jest poprawna, oceniłabym ją na półkę wyżej, niż typowe czytadło.  Można z nią mile spędzić popołudnie, lecz w serce i w pamięć mi ona nie zapadnie.

Kate Lord Brown, Zapach gorzkich pomarańczy, Wyd. Prószyński i s-ka, 2013 

Komentarze

  1. Zdecydowanie nie lubię miałkich lektur. Mają zapadać w pamięć... Ale fajnie byłoby w tej powieści wyeksponować zapachy, zwłaszcza, że tytuł coś takiego sugeruje...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później