Opis z okładki zapowiada, że Dom wiatru będzie jeszcze jedną powieścią o rodzinnych tajemnicach, usytuowaną bardzo atrakcyjnie, bo w Toskanii. Jak w wielu książkach, akcja toczy się w niej dwutorowo, współcześnie oraz w średniowieczu. Główna współczesna bohaterka, Maddie, jest Amerykanką z San Francisco, młodą prawniczką zaangażowaną w duży proces przeciwko jednej z kalifornijskich korporacji. Prywatnie stara uporać się ze stratą swojego narzeczonego. Średniowieczna bohaterka Mia, to dziewczyna zamieszkała wraz z ciotką w gospodarstwie goszczącym pielgrzymów, niedaleko Volterry. Pewnego wieczoru do ich drzwi pukają tajemniczy pątnicy; kobieta, Agnesca staje się powiernicą i przyjaciółką Mii. Ale co łączy teraźniejszość i przeszłość, Maddie i Mię? Okazuje się, że niewiele... Te dwa wątki są prowadzone przez autorkę równolegle, lecz w zasadzie nie zazębiają się, poza tym, że – być może Mia jest daleką protoplastką Maddie. Nie ma tu żadnej zagadki, a wyprawa Maddie do Toskanii nie jest bynajmniej najważniejszym wydarzeniem w powieści. Autorka nie powiela zatem schematów, ale czy oferuje coś ciekawszego w zamian?

Zawarcie właściwie dwóch książek w jednej przyczyniło się do tego, że ani jedna, ani druga opowieść mnie nie wciągnęła. Maddie i inni współcześni bohaterowie Domu wiatru to ludzie posiadający staranne wykształcenie, dobrą pracę, opływający we wszelkie luksusy. Nie potrafiłam się z nimi zidentyfikować. Poza tym większość z owych postaci było dla mnie słabo nakreślona. Ponieważ oczekiwałam czegoś innego, początkowo ze zniecierpliwieniem przyjmowałam szczegółowe opisy życia zawodowego Maddie, zastanawiając się, dlaczego autorka poświęca im aż tyle miejsca. Kiedy jednak stało się jasne, iż podróż do kraju przodków nie pociągnie za sobą znaczącego zwrotu akcji, uznałam, iż to owa historyczna część jest w książce elementem zbędnym. Mia była dla mnie zbyt odległa w czasie, a przesłanie, jakie być może chciała zawrzeć autorka poprzez jej historię – mało czytelne. Poza tym pisarka posługuje się moim zdaniem zbyt zawiłym językiem, komplikując to, co proste, udziwniając dialogi między bohaterami i używając stanowczo zbyt wielu słów, co sprawiło, iż powieść, mimo iż sprawia wrażenie pięknie napisanej, nie jest najłatwiejsza w odbiorze. 

Titania Hardie, znana jako autorka książek o białej magii, zapewne starała się stworzyć nietuzinkową powieść, w której zawiera się bogata symbolika, nawiązująca jeszcze do starożytnych etruskich wierzeń. Ta symbolika przetrwała do czasów średniowiecza, a szczątkowo – nawet do dziś. Autorka daje czytelnikowi do zrozumienia, iż naszym życiem czasem rządzą jakieś siły nadprzyrodzone, że jest w tym jakaś magia... Dla mnie jednak taka wymowa książki była mało wiarygodna, gdyż aby osiągnąć swój cel, autorka wplata w fabułę Domu wiatru liczne mniej lub bardziej ezoteryczne symbole i staje się to dla niej ważniejsze od samej fabuły. Święci, aniołowie, Etruskowie, Janus, mowa kwiatów, astrologia, czarownice, a nawet jednorożce... Jest tego w Domu wiatrów zbyt dużo i miałam wrażenie, że to wszystko jest poutykane w książce bez żadnego konkretnego zamysłu, poza epatowaniem rzekomo magiczną atmosferą. Tym samym ezoteryka ta traci siłę swojego oddziaływania.

Jest w Domu Wiatru jednak jakiś czar, który nie do końca potrafię uchwycić. Na pewno jednak nie chodzi o Toskanię – i nie umiem uwierzyć, że to właśnie wyjazd do Włoch był dla Maddie tym lekiem na złamane serce i tym, co pozwoliło jej odzyskać skrzydła. Toskania to niezwykły region, i pod względem pięknych krajobrazów, i historii, i tradycji. Dla Maddie jest ona jednak jedynie przerywnikiem w jej amerykańskim życiu, czasem wytchnienia, urlopu, umożliwiającym naładowanie baterii. Mimo zapewnień w książce – jest ona na tej ziemi tylko cudzoziemskim gościem, podobnie, jak jej przyjaciele. Nie sądzę, by odnalazła tam swoje korzenie i by zrozumiała ona energię, tkwiącą w tym regionie, tę energię, o której mowa w wątku historycznym. Być może zatem chodzi tu mgły nad zatoką San Francisco, o poczucie moralności Maddie, o jej dzielne zmaganie się z losem. To te aspekty powinna była autorka wyeksponować. Towarzyszy czytelnikowi niejasne poczucie, iż Maddie, mając tak niezwykłe przodkinie, musi być kimś niezwykłym, ale ostatecznie to poczucie nie znajduje odzwierciedlenia na kartach książki. Dom wiatru to nie jest opowieść o Toskanii i o jej dziedzictwie, ale o współczesnej Amerykance, która ostatecznie nie potrzebuje magii i horoskopów, by odnaleźć swoje szczęście.

Titania Hardie, Dom wiatru, Wyd. Sonia Draga, 2013

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później