Dziedzictwo Adama

Wydawałoby się, że Dziedzictwo Adama jest jeszcze jedną książką typu wycieczka w przeszłość, odkrywanie rodzinnych tajemnic. Oto bowiem młody chłopak, Edward Cohen, żyjący pod koniec XX wieku w Berlinie, okazuje się być łudząco podobnym do swojego stryjecznego dziadka Adama. O Adamie nikt w rodzinie nie chce wspominać, babka Edwarda twierdzi, że złamał on życie jej i jej rodzinie, znikając niespodziewanie w przeddzień ich wyjazdu do Anglii, podczas drugiej wojny światowej. Co takiego się wydarzyło i czy rzeczywiście Adam był taką czarną owcą, jaką go mianowano? Czy nieszczęsny Edward odziedziczył po stryju nie tylko wygląd, ale i charakter?

Powieść podzielona jest na dwie części: w pierwszej poznajemy Edwarda, dzieje jego babci i matki, niezbyt szczęśliwe dzieciństwo. Narrator opowiada czytelnikowi o świecie dorosłych, widzianym oczyma dziecka, a potem nastolatka. Jest to świat pełen rozczarowań i niespełnionymi marzeń o miłości, o stabilizacji, sukcesie życiowym, który coraz bardziej się oddala. Dziecko wydaje się do końca nie rozumieć w czym rzecz i pogodnie znosić kolejne życiowe klęski, jednak czy takie wydarzenia nie zostawiają w nas śladu na zawsze?
W drugiej części przenosimy się w czasy II wojny światowej, za sprawą niespodziewanie odnalezionego dziennika Adama. I cała „tajemnica” wychodzi na jaw... Stykamy się po raz kolejny z potwornościami drugiej wojny światowej, z tym, co jeden człowiek uczynił drugiemu człowiekowi. Znowu czytamy o dramacie Holokaustu, nie tylko Żydów polskich, ale i niemieckich. O trudnej, a wielokrotnie beznadziejnej, zakończonej tragicznie walce o przetrwanie. Tyle historii, tyle ludzkich istnień, marzeń, zakończonych gdzieś na bruku, z kulą w głowie... Ciekawe jest to, że autorka nie opisuje wprost tych dramatycznych wydarzeń, dzieją się one gdzieś w tle, Adam wydaje się być zbyt zajęty sobą i swoimi osobistymi problemami. Hitlera nazywa Augustem i zajmuje się....hodowlą róż. Absurdalne? Uważny czytelnik jednak wie, co za tym wszystkim się kryje. Wyśmianie, wyszydzenie, to jeden ze sposobów poradzenia sobie z traumą. I niespodziewanie Dziedzictwo Adama staje się piękną opowieścią o wielkiej miłości, zdolnej do największych poświęceń. Ta historia wzrusza, chwyta za gardło.

Dziedzictwo Adama jest książką, którą niezwykle łatwo się czyta i od której wprost trudno się oderwać. Prosty styl niesie w sobie bardzo dużo treści i emocji. Zamierzenie, czy też nie, styl ten, z nutą groteski, absurdu i czarnego humoru, a nawet realizmu magicznego, kojarzył mi się z Blaszanym bębenkiem. Główni bohaterowie, stanowią swoiste skrzyżowanie Piotrusia Pana z Nikodemem Dyzmą. Obydwaj beztroscy, trochę zagubieni, pozornie ślizgają się po powierzchni życia, ukrywając głęboko swoje dramaty. Zarówno Edwardowi, jak i Adamowi nie brakuje dystansu do samych siebie, a i na świat potrafią oni patrzeć ze sporą dozą ironii. Rzeczywiście coś ich chyba łączy, choć muszę to przyznać – części książki, ta współczesna i ta historyczna trochę się ze sobą nie sklejają, są jak gdyby osobnymi opowieściami. Historia Adama się obroniła, ostatecznie jego życie nabiera w ogniu wojny głębokiego sensu, natomiast dosyć miałkie życie Edwarda nabiera znaczenia dopiero w styczności z biografią jego przodka.

Moim zdaniem Dziedzictwo Adama to bardzo udana książka – a spotkałam się z jej negatywnymi recenzjami. Autorka potrafiła wykreować wyraziste postaci, a przede wszystkim przedstawić dosyć oklepany, wojenny wątek, z nowej, świeżej perspektywy. Wśród bohaterów książki pojawiają się postaci niestereotypowe, jak Niemcy, pomagający Żydom, przedkładający przyjaźń i stare więzi nad nową ideologię. Doceniam też lekki styl autorki. Rzeczywiście, może trudno tę książkę jednoznacznie zaklasyfikować, ale moim zdaniem zdecydowanie warto po nią sięgnąć.

Astrid Rosenfeld, Dziedzictwo Adama, Wyd. Muza, 2012

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później