Siedem powodów dla których cieszymy się, że igrzyska się skończyły

Olimpiada się skończyła pięknie - i co ja teraz zrobię bez zapasów, siatkówki plażowej i kolarstwa torowego? Mam syndrom poigrzyskowy. Oczywiście jak Polska długa i szeroka słychać teraz biadolenie, zastanawianie się, co poszło nie tak i gdzie są nasze medale. Ja nie wiem, gdzie są, aż tak się na sporcie nie znam, choć dziwne mi się wydaje, że na 218 sportowców, którzy pojechali do Londynu, medale przywiozło tylko 10-ciu. Czy gdzieś jest statystyka jak wygląda właśnie taki stosunek w innych krajach? Codzienne słuchanie najpierw entuzjastycznego komentatora, zapowiadającego nasze szanse medalowe, a potem oglądanie jak Polacy znowu zajmują ostatnie miejsca, nie kwalifikują się do finałów, przegrywają - było przygnębiające, by nie powiedzieć - upokarzające. I za każdym razem niezmiennie padające z ust dziennikarzy pytanie: CO SIĘ STAŁO?, na które biedny sportowiec oczywiście nie był w stanie odpowiedzieć. No, bo co można powiedzieć i czy jakakolwiek odpowiedź by nas, kibiców usatysfakcjonowała?

Oczywiście najbardziej rozdzierane są szaty nad klęską polskich siatkarzy, tak hołubionych i faworyzowanych. Przed meczem z Australią komentatorzy już dzielili skórę na niedźwiedziu, przyznając nam pierwsze miejsce w grupie, bo przecież wygrana nie pozostawiała żadnych wątpliwości. A tu taki klops. Po tej przegranej, z drużyną przecież o wiele słabszą, wiedziałam już, że zaczął się zjazd i że Polacy przegrają. Porażka w ćwierćfinale w ogóle mnie nie zdziwiła - wręcz przeciwnie, spodziewałam się jej. Nie mam pojęcia czemu tak jest, ale tak właśnie mają Polacy... śmieszą mnie dywagacje wszelakich domorosłych "ekspertów", wymądrzających się, że gdyby X stał na tej pozycji, a Y zagrał w tym meczu, to napewno byłoby lepiej... Oj tak, cienka jest granica między miłością, a nienawiścią i dlatego nasi siatkarze musieli do kraju wrócić chyłkiem i na raty...

Nie wiem, jak to jest, że sportowcy z innych krajów, nawet biedniejszych, czy mniejszych niż Polska mogą wygrywać, a Polacy nie potrafią. Dlaczego przegrali faworyci? Jak to jest, że Węgrzy zdobyli tyle medali? A co powiedzieć o Polakach startujących dla innych krajów i wygrywających bez problemu? A jeśli Polak pobija na Olimpiadzie swój rekord, rekord Polski, a mimo to jest na szarym końcu, to świadczy to o tym, że polski sport jest lata świetlne za sportem światowym. Niedoinwestowani? Przecież podobno na przygotowanie kadry do Londynu wydano grube miliony. Nie wiem, żadne wytłumaczenie tego: że psychika, że kondycja, że pieniądze nie wydaje mi się wystarczające, bo każde można podważyć znajdując przykłady tych, którzy jednak odnieśli zwycięstwo. Na przykład Rosjan w finale siatkarskim. Co za mecz! Już Brazylijczycy czuli smak złota, już byli w ogródku, już witali się z gąską, mieli przecież piłkę meczową. A Rosjanie potrafili z tego wyjść i na dodatek wygrać cały mecz. A jednak można! Nigdy nie kibicowałam Rosjanom, ale patrząc wczoraj na to, co wyczyniali, jak walczyli - po prostu nie można było nie stanąć po ich stronie. Cieszę się również z trzeciego miejsca Włochów - ah te serwisy Savaniego... Chciałabym zobaczyć polskich sportowców tak walczących, tak zmagających się z własnymi słabościami i zwyciężających, a nie ciągle tłumaczących się ze swoich porażek.

I dlatego w gruncie rzeczy, mimo poczucia pustki należy cieszyć się, że Olimpiada się skończyła. Siedem dobrych na to powodów przedstawiają panowie Z Czuba. 

Christian Savani - najlepszy zagrywający turnieju siatkarskiego.

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później