Szwedka Karin Alfredsson jest autorką serii książek sensacyjnych o lekarce Ellen Elg, w których pisze o ucisku kobiet w różnych częściach świata. Zastanawiam się, czemu znowu seria jest wydawana u nas od środka, bo Godzina 21:37 jest trzecią części tego cyklu, ale domyślam się, że chodziło tu o to, że akcja powieści dzieje się w naszym kraju... Autorka pisze, że „nieprzypadkowo Ellen w trzeciej części trafia do Polski”. Oznacza to, że Polska została uznana przez Alfredsson za kraj, gdzie dyskryminuje się kobiety. Wywołało to we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony niewątpliwie jest racja w tym, że z prawami kobiet w Polsce cały czas są problemy, więc książka podejmuje ważny temat. Pisarka koncentruje się na prawie do aborcji, co rzeczywiście jest u nas kwestią, delikatnie mówiąc, mocno drażliwą i rozwiązaną w niewłaściwy sposób. Ale żeby zaraz mówić o ucisku i stawiać nas obok takich krajów jak Zambia, Wietnam i Indie?? Uważam, że jeśli z premedytacją umieszcza się akcję powieści w obcym kraju i do tego opatruje się tekst podpisem, że wszelkie podobieństwa do rzeczywistości są całkowicie zamierzone, to powinno się dołożyć starań, aby kraj ten opisać rzetelnie, a nie opierać się na stereotypach. Czytając Godzinę 21:37 zastanawiałam się, czy dziennikarka kiedykolwiek była w naszym kraju (w ostatnich latach, które opisuje) – w końcu ze Szwecji nie jest do nas tak daleko. Źródłem wiedzy o Polsce, na które powołuje się Alfredsson są szwedzka etnolog (!) oraz znajoma Polka. Dla mnie – rodowitej Polki – ta szwedzka wizja Polski przedstawiona w Godzinie 21:37 jest okropnie zniekształcona i jednostronna. Czytając tę powieść miałam wrażenie, jakbym czytała  o zupełnie innym kraju, albo też kraju sprzed 20 lat. Według Alfredsson obecna Polska niewiele się tu różni od czasów PRL-u: jest smętna, ponura, biedna i nieciekawa. Zamieszkują ją katolicy – mniej lub bardziej fanatyczni, zapatrzeni w papieża, podatni na propagandę – bo ciemni – którym trzeba tłumaczyć co to jest prezerwatywa i Internet. W 2008 roku, żeby nie było wątpliwości. Jedzą bigos i pierogi. Oraz kiełbasę i wódkę – chciałoby się dopowiedzieć. Jasne, autorka koncentruje się na opisie jednej rodziny, ale sugeruje tym, że właśnie tak wygląda życie w naszym kraju. Nic w jej powieści nie wskazuje na to, aby inni ludzie w Polsce mogli żyć i myśleć inaczej. Możemy się teraz zastanawiać ile jest takich rodzin w Polsce – dla mnie na przykład opisany światopogląd jest zupełnie obcy – ale to tylko zgadywanka, bo przecież autorka nie wskazuje na żadne w tym względzie miarodajne badania. A mnie się nie podoba wrzucanie wszystkich do jednego wora jako ciemnych dewotów.

Nie ma w Godzinie 21:37 żadnego pozytywnego obrazu Polski – w przeciwieństwie do Szwecji, która jakże z Polską kontrastuje, bo jest bogata, piękna i oświecona. Mimo że 40 lat temu to Szwedki jeździły robić aborcje do Polski... Jest w tym opisie jakiś niesamowity protekcjonalizm: cytowane są kuriozalne przypadki z polskiego życia politycznego za rządów PIS i Ligi Polskich Rodzin, ośmieszające wręcz Polskę. Po co do tego wracać, skoro ci politycy już odeszli w niebyt, a ich opinie na pewno nie były reprezentatywne dla większości Polaków?  Przykre jest to, że prawdopodobnie tak właśnie widzą Polskę obcokrajowcy – nadal jesteśmy zacofanym, „postkomunistycznym krajem”. Ile lat musi upłynąć, aby ta opinia się zmieniła i aby ci, którzy mieli po prostu więcej szczęścia niż Polacy i urodzili się w bardziej rozwiniętych krajach – przestali na nas patrzeć jak na obywateli drugiej kategorii? Nie wiem, może przyczyni się do tego Euro 2012...

Pomijając już to wszystko, co napisałam powyżej, Godzina 21:37 jest zwyczajnie kiepską książką. Jej czytanie nie sprawiało mi żadnej przyjemności: akcja jest poszarpana, bo rozdziały są króciutkie, a autorka ciągle skacze w czasie i przestrzeni. A to Polska, a to Szwecja, a to czasy współczesne, a to cofamy się 40 lat wstecz. Zupełnie mnie to nie wciągało. Gdyby się zastanowić, to właściwie akcji jest tu niewiele (nie jest to powieść sensacyjna), bo autorka skupia się na ukazaniu tła obyczajowego. Wszystko jest w powieści zbyt uproszczone, co odbiera jej wiarygodność: nie tylko realia społeczno-obyczajowe, ale także charaktery występujących postaci, a nawet język, w jakim napisana jest powieść.

Ciekawiła mnie ta książka, zastanawiałam się, jak autorka poradziła sobie z trudnym tematem i jestem rozczarowana. Inicjatywa tropienia przemocy wobec kobiet jest bardzo szczytna, ale takimi powieściami Alfredsson świata nie zmieni. W Godzinie 21:37 brak mi jakiejś refleksji i zrozumienia dla kultury naszego kraju oraz dla motywacji bohaterów. Punkt widzenia autorki jest z góry uznany za jedyny słuszny. I żeby nie było – nie jestem fanatyczną katoliczką, ani patriotką, po prostu uważam, że w każdej dyskusji trzeba rozważyć argumenty obu stron. I przede wszystkim dobrze zapoznać się z zagadnieniem, zanim się coś napisze i puści w świat. 

Moja ocena: 3/6

Karin Alfredsson, Godzina 21:37, Wyd. Czarna Owca, 2011

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później