Charlotte Link pisze kolejny kryminał psychologiczny. Stawia w nim pytania: skąd bierze się zło? Czy złe czyny mogą zatruć kolejne pokolenia? Dlaczego nie stać nas czasem na ludzkie odruchy? Niestety sposób, w jaki autorka dochodzi do tych pytań jest nieudany. Akcję zawiązuje brutalne morderstwo studentki w niewielkiej miejscowości w Yorkshire. Poznajemy mieszkańców tej miejscowości, w tym wiekowych Fionę oraz Chada, a także córkę Chada, Gwen. To oni stają się głównymi bohaterami tej opowieści, w którą autorka wplata retrospekcję z czasów II wojny światowej, budując atmosferę odkrywania rodzinnej tajemnicy. To właśnie ta retrospekcja dominuje w powieści, bowiem poza nią dzieje się niewiele. Śledztwo prowadzone przez inspektor Almond drepcze w miejscu, a czytelnik głównie zagłębia się w problemy życiowe głównych bohaterów. A problemów tych jest bez liku, ponieważ bohaterowie ci, to praktycznie bez wyjątku osoby smutne, złamane życiem, borykające się z własnymi lękami i niepowodzeniami. Można powiedzieć: nieudacznicy życiowi i tak właśnie odnosi się do nich autorka, bez odrobiny sympatii i zrozumienia. Już na samym początku powieści można zauważyć w jak tak bezpardonowo nieprzyjemny sposób Link charakteryzuje postaci występujące w powieści. Posługując się stereotypami – czego bardzo nie lubię – uniemożliwia czytelnikowi wyrobienie sobie własnego sądu na temat bohaterów. I tak jest przez całą książkę: bohaterowie posługują się w niej myśleniem schematycznym, jakby świat można było zestawić z gotowych klocków. Stereotypy te kręcą się oczywiście wokół wieku, płci, wyglądu i statusu materialnego.  Prowadzą one do momentami do bardzo naiwnych wniosków, a momentami do okrutnych ocen naszych bliźnich, na przykład: opiniami starszej osoby nie należy się „przejmować”, mężczyzna po 40-tce jest atrakcyjny i pasuje do niego 20-latka, a nie niepozorna 35-latka, biedna Gwen jest typową „starą panną”, bo jest niepozorna i nudna (a zatem nie zasługuje na ułożenie sobie życia), etc. Przykro było to czytać, choć zdawałam sobie sprawę, że zapewne jest to celowy zabieg autorki, aby tym naiwnym sądom przedstawić potem zaskakującą prawdę; wszak mordercą musi być zawsze osoba, po której najmniej się tego spodziewamy. Taki sposób poprowadzenia narracji wydaje mi się jednak równie naiwny, jak bohaterowie ulegający wytartym kliszom. W finale okazuje się, że… no cóż, że psychologiczne teorie autorki są czystą amatorszczyzną, a w dodatku Charlotte Link prawie dosłownie powiela schemat, który zastosowała już w Przerwanym milczeniu. Lecz o ile w tamtej książce wydało mi się to w miarę spójne, o tyle w Drugim dziecku motywy kierujące mordercą są naciągane i mało prawdopodobne.

Jak dla mnie to najgorsza powieść Charlotte Link, na pięć dotychczasowo przeczytanych. Język, jak zawsze bardzo czytelny, co sprawia, że czyta się wyśmienicie, ale to jedyny atut. To nie jest dobra książka – powtórzę to jeszcze raz – do bólu naiwna, powielająca wątki z poprzednich powieści, przewidywalna, a do tego z nieprzyjemną atmosferą wszechogarniającej depresji. Bohaterów Drugiego dziecka nie sposób polubić, można im tylko współczuć. Paradoksalnie w Drugim dziecku można jednak dostrzec odpowiedź na pytania stawiane przez pisarkę. Zło rzadko kiedy jest po prostu złem, znacznie częściej wynika z naszych błędów, bezmyślności, niskiej samooceny, braku uczuć. I bardzo często z tego, że oceniamy innych po pozorach, przyklejamy im łatkę, bo nie chce się nam zajrzeć po powierzchnię, poznać drugiego człowieka. Bo zostawiamy go samemu sobie.

Moja ocena: 2,5/6

Charlotte Link, Drugie dziecko, Wyd. Sonia Draga, 2011

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później