Bohaterką tej opowieści jest pozornie zupełnie przeciętna, amerykańska nastolatka, której życie odmienia się pewnego dnia za sprawą mężczyzny. Ów mężczyzna jest oczywiście nieziemsko przystojny, silny, inteligentny, odważny, czuły, opiekuńczy… słowem chodzący ideał. Jak przystało na prawdziwego mężczyznę jest również niewiarygodnie pewny siebie i swojego uroku, którym zniewala naszą bohaterkę. Jedyny kłopot polega na tym, że nie jest on zwykłym mężczyzną, skrywa on pewien sekret, ciążącą na nim klątwę… Brzmi znajomo? No właśnie – wypisz, wymaluj Zmierzch.

Klątwa Tygrysa to po prostu bajka dla grzecznych dziewczynek, nastolatek, chyba nawet tych poniżej 15 roku życia. Znajdziemy w niej typowe dla dziewcząt marzenia: o miłości, przystojnym księciu, egzotycznych podróżach, znalezieniu się ni z tego, ni z owego w innym świecie, pełnym luksusu i dobrych wróżek. Choć bohaterka powieści ma lat 18, myśli i zachowuje się, jakby miała ich 12 – zapewne autorka dodała jej lat tylko, by umożliwić zaistnienie wątku miłosnego, bez którego przecież powieść dla nastolatek nie mogłaby się obejść.

Powieść obfituje w różne, ograne w literaturze motywy, kojarzy mi się z Księgą Dżungli, Baśniami z tysiąca i jednej nocy, a w dzieciństwie czytałam bajkę o książętach zamienionych przez złą czarownicę w łabędzie. Przygodowy wątek Klątwy ma w sobie coś z Indiany Jonesa, Kodu Leonarda da Vinci, Piratów z Karaibów i tym podobnych historii, w których poszukuje się tajemniczych symboli, amuletów, eliksirów, św. Graala, etc. A jeśli dorzucimy do tego koktajlu jeszcze brata księcia, równie jak on atrakcyjnego, to oprócz Zmierzchu mamy i Pamiętniki wampirów. Innymi słowy nie ma w tej książce niczego, czego bym już nie czytała, albo nie widziała, a jej fabuła jest dla mnie całkowicie przewidywalna. Stosunkowo świeże jest dla mnie tylko umieszczenie akcji w Indiach, choć Indie te nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. To są jakieś Indie disnejowskie z maharadżami, pałacami, z dżunglą, po której biega się, jak po zwykłym lesie, a wprost z niej wychodzi się na szosę, a potem jedzie nocować do luksusowego hotelu. Na początku strasznie mnie to drażniło, myślałam sobie, że autorka nie zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się czegoś o kraju, w którym umieściła akcję. Potem pomyślałam sobie, że taka jest konwencja tej powieści: to baśń i nie chodzi w niej o detale podróżnicze, czy prawdopodobieństwo wydarzeń. Te zresztą czysto baśniowe momenty, odwołujące się do mitologii indyjskiej są w Klątwie tygrysa stosunkowo najlepsze, napisane ze sporą dozą wyobraźni. Najgorsze natomiast zrobiły na mnie wrażenie te momenty, kiedy Klątwa zbliża się do Zmierzchu tak blisko, że pokusiłabym się o posądzenie o plagiat: ciarki mnie przechodziły, gdy bohaterka rozpływa się w zachwytach nad urodą księcia i traci panowanie nad sobą pod wpływem jego „awansów”. Oczywiście były to ciarki zgrozy, a nie rozkoszy. Niepokoi mnie lansowanie w literaturze dla nastolatek modelu związku, w którym kobieta jest pozbawiona poczucia własnej wartości, a pewny siebie mężczyzna zdobywa ją i dominuje nad nią zarówno fizycznie, jak i psychicznie. On jest księciem, ona tylko podnóżkiem dla niego, cieszącym się, że w ogóle zwrócił na nią swoje piękne oczy. Myślę, że taki schemat – aczkolwiek oparty na tradycji – jest jednak bardzo niezdrowy.

Po przeczytaniu Zmierzchu pomyślałam sobie, że już chyba jestem za stara na literaturę „młodzieżową” i postanowiłam unikać książek z tego typu etykietą. Po Klątwę Tygrysa sięgnęłam tylko dlatego, że chciałam jeszcze raz poczuć klimat Indii, po przeczytaniu Szkarłatnego sari. Niestety zawiodłam się, a moje obawy dotyczące lektur dla nastolatek się potwierdziły. Ponoć Klątwę odrzucili wszyscy wydawcy – i ja się wcale nie dziwię; zapewne nie spodobała się jej wtórność i dosyć grafomański styl. Od Harry Pottera dzielą ją mile świetlne. Mam wrażenie, że im gorsza książka, tym większy koło niej szum medialny, żeby ją sprzedać. Mimo wszystko, gdybym miała porównać Zmierzch i Klątwę tygrysa, to jednak lepsza jest ta ostatnia. Wątek miłosny nie jest w niej aż tak przerysowany, najważniejsza pozostaje tu akcja, są rzeczy, które można by poprawić i może z pisarki „będą ludzie”.

Klątwa tygrysa została zaplanowana - jak połowa z wydawanych obecnie książek - jako cykl… ja jednak po ciąg dalszy na pewno nie sięgnę. Chyba najbardziej z całej książki podoba mi się… okładka i oprawa graficzna.  

Moja ocena: 2/6

Colleen Houck, Klątwa Tygrysa, Wyd. Otwarte, Kraków 2012

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później