Córka opiekuna wspomnień

Druga "szpitalna" recenzja - korzystam z chwilowego dostępu do Internetu.

W pewną wyjątkowo śnieżną noc 1964 roku, młody lekarz zmuszony jest do odebrania porodu swojej własnej żony.  Rodzą się bliźnięta, syn i córka, niestety córeczka jest dotknięta chorobą Downa. Lekarz podejmuje decyzję, która jak się okazuje zaważy na całym jego życiu. Dalej powieść rozwija się  dwutorowo: z perspektywy rodziny doktora Henry’ego oraz z perspektywy Caroline - pielęgniarki, która wychowuje jego upośledzoną córkę. Doktor i jego żona Norah starają się za wszelką cenę normalnie żyć, wychowywać syna, tworzyć normalną rodzinę, mimo, że coraz bardziej się od siebie oddalają, a każde z nich ma własne sposoby na ucieczkę od rzeczywistości.  Tak, jak opisuje to Norah: między nią, a mężem wyrasta niewidzialny mur, którego żadne z nich nie jest w stanie przekroczyć – on, dlatego, że nie ma odwagi, ona dlatego, że nie wie, dlaczego ten mur wyrósł. Caroline z kolei żyje własnym życiem – noc, kiedy urodziła się Phoebe i fakt, że trafiła ona do niej pod opiekę, tak naprawdę zmieniła jej życie na lepsze, mimo że wychowywanie chorego dziecka – zwłaszcza w tamtych czasach – nie należy do łatwych.

Podjęty temat przypomina mi powieści Jodi Picoult, ale styl narracji jest zupełnie inny. Od Picoult nie można się oderwać, jej książki buzują emocjami,  tu natomiast emocji prawie nie ma. Są głęboko skrywane i tłumione przez głównych bohaterów opowieści, narracja ma „zimny” charakter. Kojarzyło mi się to z „American Beauty” ,które w mistrzowski sposób pokazuje jak niewyrażone emocje, pragnienia i sekrety zżerają bohaterów od wewnątrz. Pod pozorami „normalnego życia” skrywają się ciche dramaty. W Córce niestety jest to nieco nużące. Akcja rozwija się bardzo powoli  – właściwie akcji jest tu brak, jest raczej upływ czasu i zmiany życiowe. Wątek jest budowany poprzez drobiazgowe opisy na pozór mało znaczących wydarzeń, detali, krajobrazów. Oczywiście, powieść stara się poruszać pewne zagadnienia moralno-etyczne, ale jak dla mnie zbyt mało w niej ładunku emocjonalnego, żebym skłoniła mnie do jakichś głębokich przemyśleń. Nie ma tu jednoznacznie negatywnych postaci, a kontrowersyjna decyzja doktora Henry’ego, podjęta w momencie narodzin jego córki tak naprawdę nie spowodowała żadnej katastrofy, Phoebe nie stała się krzywda, wyrosła na szczęśliwą kobietę, więc tak naprawdę trudno mi było się przejmować tą historią. Historia jak wiele innych… Życie, które płata nam niespodzianki i nie jest sprawiedliwe. Tyle.

Jak dla mnie przeciętna pozycja, choć niewątpliwie może znaleźć swoich entuzjastów.

Kim Edwards, Córka opiekuna wspomnień, Videograf II, Chorzów 2007 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później