Opowieści tudorowskie

Lubię czytać seriami. Po Wolf Hall zaliczyłam powieści tudorowskie Philippy Gregory. W kolejności historycznej: Wieczna księżniczka, Kochanice króla, Błazen królowej i Kochanek dziewicy. Nie udało mi się tylko dostać Dwóch królowych.


Pani Gregory ma niebywały talent pisarski. Te książki się połyka, czyta do oporu, jakby były najbardziej porywającymi kryminałami. A przecież opowiadane historie nie są niczym nowym: każdy średnio wykształcony człowiek wie, kim był Henryk VIII i Elżbieta I i "jak to się wszystko skończyło". Philippa Gregory potrafi jednak pokazać te postaci - i ich historie z nowej perspektywy, jako ludzi, pełnych ludzkich namiętności, przywar, ambicji. Potrafi zmienić nasze postrzeganie historii. Katarzyna Aragońska to prawdziwa księżniczka, kobieta niezwykłego charakteru, charyzmy, która zniosła z godnością wiele przeciwności losu i do końca swojego życia nie poddała się poczynaniom swojego wiarołomnego męża, Henryka Tudora. W Wiecznej księżniczce poznajemy ją w młodych latach, kiedy przypłynąwszy do Anglii poślubiła starszego brata Henryka - i zauroczyła jego samego, podówczas 10-letniego chłopca. Nie pasuje do tego obrazu jej wizerunek, jako podstarzałej (i w domyśle brzydkiej) królowej, która nie chciała dać Henrykowi rozwodu. Z kolei Anna Boleyn zdecydowanie nie budzi sympatii - jest chorobliwie ambitną kobietą, o toksycznym charakterze, która dla własnych interesów nie waha się poświęcić nawet własnej siostry. Jej manipulacje zaprowadziły ją na szafot, ponieważ Henryk VIII nie zwykł znosić sprzeciwu, a kobiety nudziły mu się niezwykle szybko. Przyzwyczajony do spełniania wszystkich swoich zachcianek, zachowywał się jak rozpuszczony chłopiec. Był niebywałym egotykiem, a został zapamiętany przede wszystkim jako ten, który miał 6 żon, z których dwie uśmiercił. 

Córka Katarzyny Aragońskiej, Maria Tudor, początkowo budzi podziw - jest równie niezłomna jak jej matka, pragnie być dobrą królową, kocha swoją młodszą siostrę, Elżbietę. Niestety, bez wzajemności. Bieg wypadków łamie ją, czyni z niej nieszczęśliwą kobietę i fanatyczkę religijną, "obrończynię wiary". Za jej panowania w Anglii płoną stosy, a ludzie, po raz kolejni zmuszani do zmiany opcji religijnej, tracą poczucie tego, co dobre, a co złe. Maria Tudor znana jest dziś jako Krwawa Mary.

Elżbieta była zawsze jedną z moich ulubionych postaci historycznych - była wszak wielką władczynią, która zapewniła dobrobyt w swoim królestwie, mimo że w ówczesnych czasach kobieta na tronie była ewenementem. Uważano, że kobieta nie jest zdolna do samodzielnego poprowadzenia nawet gospodarstwa, a co dopiero do pokierowania państwem. Ironia losu (?) sprawiła, że za najwybitniejszych władców Anglii uznawane są dwie kobiety - Elżbieta I i Wiktoria. Jednak w Elżbiecie z powieści Gregory nie widać wielkości. Przedstawiona została, jako młoda kobieta, która dopiero co wstąpiła na tron i która nie potrafi poradzić sobie z kierowaniem państwem. Mimo, że spryt i ambicję odziedziczyła po swojej matce, jest kapryśna, pełna obaw i niezdecydowana. A do tego wszystkiego zakochana w niewłaściwym mężczyźnie... Nawet jednak dla niego nie była skłonna wyrzec się samostanowienia o sobie i samodzielnego sprawowania władzy - do czego w tamtych czasach niewiele kobiet miało okazję. Elżbieta sprawiła na mnie wrażenie osoby, którą najbardziej pociąga to, czego mieć nie może. 

Z tych czterech książek właśnie ta o Elżbiecie podobała mi się najmniej - była zbyt monotematyczna i zbyt dużo było w niej polityki. Chwilami czułam się, jakbym czytała podręcznik do historii - interesująco napisany, ale jednak podręcznik. I niestety, wniosek po lekturze jest taki, że wszystkie te kobiety, mimo że szlachetnie urodzone, były głęboko nieszczęśliwe - dlatego, że nie mogły decydować o własnym życiu, o ich życiu decydowali mężczyźni, a one mogły się tylko podporządkować ich ambicjom i zachciankom. Nawet królowa nie mogła wyjść za mąż za mężczyznę, którego kochała, bo był jej poddanym, a nie księciem zza morza (ciekawe, że w przypadku króla nie miało to znaczenia...). Elżbieta została unieszczęśliwiona zarówno przez to, że nie mogła z nim być, jak i przez swoje pragnienie, aby z nim być, ponieważ w głębi duszy nie życzyła sobie, aby ktokolwiek - nawet ukochany mężczyzna - mówił jej, co ma robić. Zapewne swoją rolę grała tu atmosfera, w jakiej Elżbieta wyrosła: rodzinne waśnie, manipulacje, skandale, zdrady, a przede wszystkim to, jak jej ojciec potraktował jej własną matkę oraz inne swoje żony. Elżbieta wydaje mi się przy tym bardzo współczesną postacią. 

Na tym z epoką tudorowską dość. Z książek Philippy Gregory polecam jeszcze Ziemskie radości - ale to już zupełnie inna historia.

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później