Nigdy nie mów nigdy

Co do zasady omijam polskie produkcje filmowe. Ale, że ostatnio akurat przydarza mi się coś, pod hasłem "nigdy nie mów nigdy" - wybrałam się, ze względu na tytuł. I muszę powiedzieć, że byłam pozytywnie zaskoczona - oczywiście nie jest to jakieś arcydzieło, ale też i nie kolejna durna komedia romantyczna. Powiedziałabym, że przyzwoity film obyczajowy, choć fabuła dość stereotypowa: oto Ama, młoda bizneswoman, singielka (oczywiście), nie chce się wiązać, ale koniecznie chce mieć dziecko. Oczywiście okazuje się, że z zajściem z ciążę jest niejaki kłopot, który jednak rozwiązuje się, kiedy Ama wplątuje się w romans ze swoim klientem, którego następnie, niczego nieświadomego wysyła do Ameryki. Świetna gra Dereszowskiej, ciekawy był też wątek z małoletnim synem przyjaciółki. Z kolei matka Amy to przykład typowo polskiej mentalności: kiedy się ustatkujesz, kiedy będą wnuki, co ludzie powiedzą... Co dla mnie wynika z tego filmu? To, że kobiety same nie wiedzą czego chcą (tak, tak!): nie zależy im na mężczyźnie (a przecież z reguły o to jest zawsze tyle hałasu), tylko na dziecku, a po urodzeniu dziecka dzieje się z nimi coś naprawdę dziwnego (to też moja życiowa obserwacja). Nasza bohaterka kiedy zachodzi w upragnioną ciążę, nie informuje nawet tatusia, z góry zakładając, że nie będzie go to interesować - i postanawia wychować potomstwo sama. Nawet kiedy gość dowiaduje się o wszystkim i wraca specjalnie dla niej do Polski - ta wyrzuca go za drzwi. Za co?? Przecież był Bogu ducha winny... Ja wiem, że faceci swoje mają za uszami, ale nie można przesadzać w drugą stronę! Może i historia mało oryginalna, ale dobrze opowiedziana.

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później