Kiedy zapytałam o Eve Green w mojej bibliotece, pani bibliotekarka stwierdziła, że nie kojarzy, albo też "dawno jej nie widziała". Zaginęła. Ale za tydzień, kiedy znowu odwiedziłam bibliotekę - odnalała się w tajemniczy sposób na półce - ktoś ją oddał po dłuugim czytaniu. To musiał być jakiś znak :)

Eve Green jest przykładem na to, że najbardziej banalną historię można ubrać w piękne słowa. Gdyby odrzeć Eve Green z tych wszystkich pięknych piórek, poetyckich porównań i "wichrowowzgórzowych" klimatów, w tle zostałaby smutna i jakże pospolita historia młodej dziewczyny, która pozwoliła się uwieść czarującemu włóczykijowi, który następnie nie omieszkał zniknąć bez śladu, zostawiając ją w ciąży. Istotnie - pospolity, ale też jakże wdzięczny temat do opowiadań o romantycznej miłości... ciągle doszukujemy się tajemnicy i romantyzmu w zwykłym egoizmie i braku uczuć. O tym mogłaby być Eve Green, ale wcale nie o tym jest ta książka - bo świat oczami dziecka jest inny, niż my go widzimy; bo dziecko nie widzi pospolitości, zdrady, podłości - tak jak widzą je dorośli. Dla dziecka co innego ma znaczenie, inaczej rozłożone są akcenty, bo dopiero poznaje reguły rządzące światem. Poznaje co to zaufanie, przywiązanie, tozasamość - poczucie bycia innym, czy obcym. Mała Eve nie widzi tego, co my widzimy w tle i co dostrzega duża Eve po latach. Mała Eve, początkowo zagubiona na walijskiej farmie, dojrzewa, poznaje swoje korzenie, poszukuje akceptacji i oczywiście zakochuje się. Myślę, że wiele z nas, mogłoby spisać podobne wspomnienia co Eve Green, bo dzieciństwo na ogół wspominamy z sentymentem, choć, często też nie brakuje w nim dramatycznych wydarzeń, wydarzeń, które mają wpływ na całe nasze dalsze życie. Sęk w tym, żeby się od nich wyzwolić, żeby przeszłość zostawić za sobą - a to chyba bohaterce książki niezbyt się udaje. Stąd smutek i melancholia, którymi książka jest przesycona, sprawiające, że zastanawiałam się, ile bólu ukrywa Eve, mimo jej zapewnień, że nie żyje JUŻ przeszłością...

Poetycki język (trochę jednak za dużo tych poetyckich porównań jak dla mnie - chwilami gubiłam w nich wątek), klimat miasteczka zagubionego gdzieś wśród walijskich wzgórz i tajemnica to sprawdzone sposoby na bestseller. Walijskie, szkockie czy irlandzkie krajobrazy zawsze cieszą się powodzeniem ;) Całość przypomina mi trochę Wichrowe wzgórza, a bardziej Co widziały wrony, choć jest lekturą znacznie lżejszą, spokojniejszą i bardziej osobistą.

Susan Fletcher, Eve Green, Wyd. MUZA, 2006

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później